Gosiu, ogrodowo na razie niewiele. Poprzycinałem to, co trzeba było bezwzględnie przyciąć, a więc tawułki, hortensje bukietowe, rozchodniki i trawy. Z resztą prac na razie się wstrzymuję, bo zdarzają się w nocy przymrozki, ma być nawet -4, dopiero od niedzieli ma się w miarę ustabilizować (to znaczy w nocy ma być najwyżej -1). Zacząłem zdejmować powoli zasieki, najpierw ze skalniaka, potem zrobię to samo ze świeżymi rabatami, ale jeszcze trochę poczekam. Niewiele, co prawda, dają, bo sforsowane zostały już dawno, ale mimo że trochę te rabaty są zdemolowane, to coś tam chyba przetrwało. Zauważyłem dzisiaj, że coś wyłazi z ziemi, chyba floksy, uff. Żona mnie straszy, że to pewnie nie do końca zamordowany milin, ale nie dam się wyprowadzić z równowagi. Milin nigdy tak wcześnie nie startował.
Wika niezmiennie mi towarzyszy. Jest trochę grzeczniejsza, choć wciąż zdarzają jej się napady głupawki. Właśnie skończyła 9. miesiąc. Mniej kopie, może dlatego, że nie lubi wycierania łap, kiedy wraca do domu.
Tylko apetytu nie straciła. Jest na etapie pożerania wszystkiego, co się trafi, więc te bezy mnie nie dziwią. Potrafi zjeść papier (trzeba bardzo uważać, żeby coś nie spadło na podłogę), a co dopiero taką słodycz! Na spacerze trzeba jej czasem zakładać za karę lekki kaganiec z materiału, żeby wiedziała, że nie wolno zbierać śmieci. Powoli przynosi efekty. Robi to coraz rzadziej.
Strasznie dużo nastrugała patyków, stale coś tam gryzie, nawet nie wiem, skąd bierze? Część przynosi ze spacerów, ale to mało. W kącie ogrodu leżą pocięte gałęzie ze ściętej na jesieni starej śliwy, może stamtąd podbiera?.Będzie dużo sprzątania, a potem znowu i znowu.