Kwitną perukowce, dyptam, dzwonek dalmatyński, chiastofil, koniczynka szczęścia, stokrotka afrykańska, czosnek w liczbie dwóch, bo to tak na próbę pierwsze dwa czosnki w moim ogrodzie - miały być trzy, ale jedna cebulka gdzieś wyparowała (mam pewne podejrzenia, ale nie będę się już znęcał nad biedactwem, co to wiecznie głodne chodzi
). Klon jawor Brillantissimum cały czas przyrasta, odbudowując to, co stracił po zimie. Rozkwita też, bardzo powoli, bardzo spóźniona japonka Schneeperle. Bardzo się boję, że jest to jej łabędzi śpiew, ma bowiem typowe objawy zimowego wyziębienia korzeni - dotąd nie wypuściła nowych liści, na starych mnóstwo powłocznika azaliowego, nawet nie wiem, jak sobie poradzić z obrywaniem tegoż. Noszę się z myślą przerwania kwitnienia i radykalnego jej przycięcia, aby odciążyć korzenie i pobudzić uśpione pąki, no i wypryskać na grzyba, bo potem będzie zbyt mało czasu na regenerację. Lato za pasem. To jedyny chyba sposób, by ją odratować, jeśli to jeszcze możliwe. Strasznie mi szkoda, bo od lat niezawodnie rosła i kwitła. To już naprawdę duży okaz. Trochę mnie to przygnębia, ale cóż?
Wyziębiła się chyba też trochę nerecznica czerwonozawijkowa, bo wypuściła na razie jeden, ale jakże piękny frond, a dwa inne pastorały drzemią jeszcze na powierzchni ziemi, bardzo powoli wychylając główki. Ale ona jest nowa, młoda, więc wiele można jej wybaczyć (nawiasem, jak to naprawdę jest z tymi nerecznicami, raz piszą nerecznica, innym razem narecznica? Podobno obie nazwy są wymienne, ale chyba wolałbym jakąś konsekwencję w tej materii).
Pod magnolią zaś próbuje wyrosnąć dąb. Wiadomo, jaki los go czeka, ale co by było, gdybym go nie wyrwał? Magnolia rodząca żołędzie?
W takich chwilach często się też zastanawiam, co się stanie z naszymi pięknymi ogrodami, kiedy nas zabraknie? Nie macie tak czasem?