Cieszę się
Gosiu1, że wpadłaś. Mnie toczy wiele „kwiatkowych chorób”, a ta pierwiosnkowa to od wielu lat stan chroniczny
. Nie wyobrażam sobie ogrodu bez pierwiosnków. Mam też w domu od dziecka „pierwiosnkowe wazoniki”, choć teraz kwiatów nie zrywam, bo w sezonie więcej bywam na działce niż w domu.
Miłka, już ze 2 razy podchodziłam do postów z narcyzami i mi je wcinało. Może za dużo zdjęć na raz wsadzałam. Na pewno powstawiam, ale bazy będę uzupełniać swoimi kwiatami po sezonie, bo teraz to nie mam kiedy. Ostatnio, przez deszcze to niższe kwiaty są takie zachlapane, niefotogeniczne. Ta zima była w miarę łaskawa dla narcyzów. Bardzo dużo odmian mi zniknęło w tamtym sezonie
. Podejrzewam muchę narcyzówkę, z którą już powinno się walczyć, a ja przez ciągłe deszcze jeszcze wcale nie pryskałam „na robaka”
.
Byłam wczoraj na działce, wymarzłam się jak licho, ale rozumiecie, musiałam, choć na chwilkę. Podoglądać, bo „pańskie oko konia tuczy”.
Najpierw pokażę najostatniejszy (czyli drugi) kwitnacy u mnie ciemiernik – tamtegoroczny nabytek. Patrzyłam wczoraj na ciemierniki, to tak zmężniały, a kilka, co to myślałam, że zniknęły zaczyna wydobywać się z niebytu. Martwi mnie tybetański, bo ma tylko jednego listka. Może go więcej podsypię ziemią kompostową (może z popiołem?). Jesienią nasypię na niego zrębków, niech go zasłonią przed ptasimi pożeraczami wszelkich roślin, a zwłaszcza młodych pączków. Te potwory wykończyły mi hiacynty między różami.
Teraz kilka słów o peoniach, bo lada chwila i będzie ich czas. Zakwitnie mi taka jedna, całkiem nowa nieznajoma. No i jeszcze kilka takich, o których wiem jak kwitną. Poza tym w tamtym roku za późno zauważyłam zabójczą dla pączków bliskość korzeni bukszpanu. W tym roku już od strony peonii korzenie podcięte – niech szuka wody i jedzenia w innym kierunku
.
Czekam oczywiście na wszystkie peonie, ale szczególnie na Jeanne d'Arc (uważaną przez córkę za wszechpeonię) oraz wiśniową, pachnącą odmianę, któram podejrzewam o to, że jest Krystyną (jeśli nie, to znajdziemy, mam nadzieję jej imię).
Teraz chwilka o Jeanne. To stara odmiana (pachnąca) o delikatnych kłączach. Potrzebuje czasu, żeby osiąść na swoim miejscu i się zadomowić, tak by pokazać swoje piękno (ciekawa jestem czy zakwitnie w tym roku tak jak powinna). Ta peonia bardzo wcześnie startuje i rośnie jakby „pokręcona”, żeby w końcu się wyprostować i pokazać pączki kwiatowe.
Zdjęcie z 2. maja tego roku.
Później listki jej się rozwijają. Zdjęcie połączone – to po lewej stronie jest z 11 maja 2016 roku (uważam, że bardziej zaawansowana w wegetacji, niestety pączki kwiatowe zaschnięte).
To po prawej stronie zrobiłam 9 maja tego roku. Pączki kwiatowe żywe, ale jest mniej zaawansowana w wegetacji (listki jeszcze lekko pozwijane).
Takim widocznym wskaźnikiem, czy pączki są żywe, są mrówki. One nigdy nie łażą po zachniętych pączkach – brak tam wydzieliny, którą uwielbiają zlizywać. Działalność mrówek podobno pomaga peoniowym pączkom się otwierać.
Następnym tematem, którego w tym sezonie wcale nie wspominałam to mieszańce martagonów
.
Ach, te moje liliowe ślicznoty…
.
Wczoraj, zmarznięta liczyłam zawiązki ich pędów kwiatowych
.
Ponad 30 będzie mi kwitło
.
To widok najstarszego martagonowego miejsca.
Tutaj tamtegoroczne, wiosenne nasadzenia (zakupy u p. Pajdy, tylko nie mogę zrozumieć dlaczego teraz jest moda, żeby martagonowe cebule sprzedawać wiosną. One muszą „osiąść” na swoim miejscu. Sadzone wiosną tracą cały sezon).
W tamtym roku wyglądały tak żałośnie, że mówiłam sobie – no Gośka, tym razem przewaliłaś, masz sklerozę i już nie pamiętasz jak powinno się je dobrze sadzić. Grządka do przekopania za rok.
Tymczasem wiosną – proszę bardzo. Rośnie nawet ten, który w tamtym roku stracił kła w transporcie (ale jeszcze w tym roku nie zakwitnie). Natomiast cała reszta – większość po dwa pędy i stoją prosto jak żołnierze na warcie honorowej.
Mogę już powiedzieć na 100% – lilia Tsing – podłoże zasadowe (w tamtym roku jeden pęd, w tym – trzy).
Tutaj jeszcze rzut oka na kwaśne poletko doświadczalne. Rośnie tu m.in. Lankongese (już wypuścił pęd) oraz domniemane – amerykanka i kanadyjka, choć jedna lilia jak nic wygląda mi na martagona. Jest to również miejsce lilii Fusion, która wyglądała równie żałośnie jak martagony (jeden cienki pędzik – w tym roku dwa i może zakwitnie – ta od lewej).
Idąc liliowym tropem pokażę jeszcze moje przepiękne szachownice.
Duże – puszące się swoją urodą.
I znacznie mniejsza ale prześliczna, uwodząca swoim powabem „pensjonareczka”.
Teraz miejsce na grochu, pod tablicą (tyłem do klasy
). Fiołek Heartthrob. Słyszałam o nim sporo przykrych rzeczy, a zwłaszcza to, że lubi znikać.
U mnie rośnie już 4. rok, ale skubaniec mi nie kwitnie. Po raz pierwszy jego zdjęcie z kwiatami zobaczyłam u Danusi. Tamtej wiosny (tak samo jak wiele pierwiosnków), wystartował w opłakanym stanie. Doszłam do wniosku, że już mu bardziej nie zaszkodzę, więc wzięlam i go przesadziłam, przy okazji rozsadzając. Nie wiem, czy ze względu na przesadzanie, ale znowu mi nie kwitł. Chyba muszę mu wyczaić lepsze miejsce.
Na koniec co? Oczywiście pierwiosnki. Frania się uaktywnia
.
Poza tym już za chwileczkę, już za momencik pokażą kwiatki tamtegoroczne siewki sieboldi (dużo to mi nie wyrosło, może za rok się zasadzę na siew). Tę piękną siewkę mam od Kasi.
Siebolda gatunek, też pokazuje, co tam umie.