W tym roku byłam taka zła na te wszystkie zawirusowane, że powiem szczerze, że nic nie dokupiłam. Jednak z dwojga złego zakupy liliowe jeśli będę robić to postanowiłam, że wolę u p. Pajdy (lepsze pomylone niż chore), poza tym ja mam już dużo różnych lilii i dużych zakupów specjalnie nie planuję, może przez Rybnik (Rybnickie Towarzystwo Miłośników Kwiatów) lub wymiana z forum. Niestety w sklepach najczęściej są cebule od tego dostawcy co sprzedaje chore.
Taka separacja lili zawirusowanej może wystarczyć, ale nie koniecznie. Zwłaszcza przy tym jak nie stosujesz chemii. Ja też testowałam ekologiczne lub pół-ekologiczne metody, ale coś pochrzaniłam, dałam za dużo octu i ponadpalałam rośliny, ale ostępki w tamtym terminie też nie miałam.
Ogólnie to ja też wolę „eko”, ale u mnie chemia niestety jeszcze w pogotowiu.
Teraz kolejny raz dopadł mnie mączniak i postanowiłam z nim skończyć przed zimą (ukochane pierwiosnki) więc niestety chemia.
Staram się mieć chemię w proszku (bo bezterminowa), a jeśli stosuję, to staram się używać danego środka tylko 1–2 razy w roku i to na przemian, bo się dziadostwo uodparnia. Stosuję jesienią (interwencyjnie i prewencyjnie) lub bardzo wczesną wiosną (prewencyjnie).
Powiem Ci, że w ciągu roku to ogólnie, bardzo mało pryskałam.
To nawet szok, bo pierwsze oznaki szarej pleśni na peoniach miałam dopiero na początku lipca. Była ekologia i niestety przeskoczyło mi na lilie. Lilie są bardzo wrażliwe na szarą pleśń, więc wtedy pierwszy raz po wiośnie (kwiecień) wskoczyła u mnie chemia. No i teraz na tego mączniaka, bo mi malutkie ślicznotki chorują i dalie okropnie dopadło.
Po marcowo-kwietniowych opryskach Miedzianem, to ja praktycznie nie pryskałam róż i wcale się nie zastanawiam, które odmiany chorowite, a które nie. Może w sezonie zerwałam ze wszystkich krzaków z 10 listków.
U niektórych sąsiadów stoją już naguski, a na wiosnę mnie pytali, co ja już tak wcześnie zaczynam pryskanie
.
Oczywiście jak pryskałam eko to one też dostawały.
U mnie poza tym czarny piaseczek, więc mocno pracuję nad ziemią kompostową. Całe szczęście, że miejsce do kompostowania dostatecznie duże więc u mnie kompostnik „gorący” i walę tam wszystko, liście z drzew też. Jakoś zwiększonej inwazji chorób grzybowych nie zauważyłam, więc uważam, że zdaje egzamin.
Ludzie u nas wynoszą skoszoną trawę i takie inne, więc im powiedziałam, że mogą przynosić do mnie tylko bez plastikowych śmieci. Kilka osób korzysta, a ja się cieszę bo masy zielonej nigdy za dużo. Później się skarżą ile wydali bez efektow na próchnicę. Ja próchnicę tylko kupiłam dla niewielu kwasolubów (pH 3,5), a swoją ziemię kompostową wciąż rozsypuję. Może w końcu ten piaseczek troszkę ulepszę, bo wszystko u mnie przez niego przecieka.