Ja ją sadziłam w dobie, gdy nie było internetu. Mam taką książkę "Rośliny skalne" i tam pisze, że lubi wapienną glebę. W tamtych czasach nie było takich "wynalazków" jak teraz, nie było nawet dolomitu. Utłukłam z wielkiego kamulca, który wydawał mi się wapieniem tłuczeń, dałam do dołka z mojej gliny
i posadziłam. Ona rośnie na lekkiej pochyłości terenu przy chodniku, nadmiar wody ma gdzie odpływać. Kilka razy podlałam ją saletrą wapniową mocno rozcieńczoną (pół dawki), ale dosłownie kilka. Ogrodnik kwiatowy ze mnie żaden, raczej co drugi głupi ma szczęście.
O roślinkę z ogrodu w sąsiedniej miejscowości prosiłam dwa razy. Pierwszy raz mi odmówiono. Byłam tak zachwycona tamtą kępą, że po dwóch latach odważyłam się tam znowu iść, była inna Pani i życzliwie ukopała kawałek, byłam przygotowana i wręczyłam jej czekoladę, ucieszyła się, takie to były czasy. W tym ogrodzie górki, na której rosła goryczka już nie ma, goryczki w innym miejscu też nie ma
, teren zrównany, posadzone iglaki . Tej Pani też pewnie już nie ma, bo już wtedy była w starszym wieku. Co patrzę na moją goryczkę, to myśli biegną mi do niej
.
Edit: miejsce słoneczne, wystawa wschodnia i południowa, latem ok. 15-tej lub 16-tej słońce tam już nie dociera. Ona bardzo wolno przyrasta, ma czas, ale za to nie robią się łyse placki pośrodku.