Bardzo wdzięczny temat i chętnie tu zaglądam
Ale poruszę problem z jakim się spotkałem.
W poprzednim ogrodzie gdy już okrzepł a krzewy i drzewa osiągnęły słuszne rozmiary w ogrodzie miałem mnóstwo skrzydlatych gości, nawet słowik miał swoje gniazdo i często musiałem uważać aby przez nieuwagę (przycinania)
jakiemuś skrzydlatemu gniazdka nie zniszczyć. Zawsze rankiem obserwowałem jak wodę ze zbiorników piją czy poranną toaletę w oczku. Zimą natomiast bażanty czy kuropatwy pod sam dom do ziarna podchodziły a karmiki co drugi dzień uzupełniałem.
Jednak gdy sąsiedzi zaczęli trzymać koty istny pomór, jeden rok i ogród opustoszał i cicho się zrobiło. Od tamtej pory powiedzmy koty nie są na liście milusińskich.
Upominanie sąsiadów aby jakieś dzwoneczki pozakładali - zawsze to jakieś utrudnienie w łowach - nie dawało żadnych skutków. A mój ogród stał się jak krikoland dla kotów.
A w nowym ogrodzie i miejscu żadnych ptaków nie ma ( no prawie )
tylko kawki i sroki, od początku zimy nawet jednej sikorki nie widziałem w karmiku.
Jak z tym walczyć ? Sypałem różne środki odstraszające i nic nie dawało (o zapachach takiego towarzystwa i efektach obsikiwania roślin i drzwi tylko wspomnę )
Sorry tylko psuję tak przyjemny wątek.