2 lata temu, gdy akurat gościłam u córy, przywieziono mi ziemię - podobno wykopaną z miejsca, gdzie powstawał staw. Już na pierwszy rzut okiem widać było róznice w dwóch dostawach - jedna była ciężka, ciemna, zbijała sie w grudy, druga żółto-szara, bardziej gładka i śliska. Mieszając tą ciemną z moim piachem i sezonowaną korą z trocinami, zbierało mi sie na płacz i klęłam najgorszymi nieparlamentarnymi słowami, tak to cieżko szło.
Wsypana została w budowany właśnie zagłębnik dryopterisowy. Boshhhh... Paprocie - małe kupione tamtej jesieni sadzonki - tak mi hulnęły ,ze juz w tym roku musiałam rozrzedzić a na przyszły rok jeszcze raz mnie to czeka.
Bardziej żółta glina, również wymieszana z moim piachem i polepszaczami
, wysypana została w innym miejscu . Po dwóch latach mam takie spostrzeżenia - nawet chwast tam nie chce rosnąć, o wbiciu szpadla, to nawet nie marzę.
Miejsce to znajduje sie blisko budowanego właśnie budynku gospodarczego, więc po ukończeniu budowy, jeszcze raz ją trzeba będzie rozsypać i wymieszać z olbrzymią (tym razem) ilością dodatków. Części nie będę ruszać, bo jest w dole, zasypię więc moim kompostem...tam staje właśnie hotel dla owadów z palet, więc wokół siane będą rośliny jednoroczne np koper.
Dlaczego to piszę? Glina glinie nierówna. Z tego, co Sibi piszesz, rośliny rosną u Ciebie, jak szalone , może wystarczy więc mocne, wysokie ściółkowanie Twojej gleby, aby wierzch , gdzie korzenią się siewki chwastów, był bardziej przepuszczalny. Z własnego doświadczenia, polecam wszystkim zleżałą słomę - kilka lat temu taki pomysł zapodał mi Sławek (majek)i muszę powiedzieć, że lepszego materiału nie widziałam.Grubo kładziona, nie wyglądała ładnie, ale gdy teraz biorę do rąk to, co pojawiło się po jej rozłożeniu, stwierdzam, że to cud.