Dzis bylam u weta. Jerry ma zakaz jedzenia swiezej trawy i ziarna. Dostalalm paste dla niego do podawania przez tydzien (Phenylbutazone), a potem zadzwonic do niego, czy objawy ustapily. Pierwsza dawke podalam od razu po powrocie-ni emoge powiedziec zeby przyjal z wdziecznoscia, leb zadarl i przysieglabym, ze kark mu sie dwukrotnie wydluzyl
Biedak jest zamkniety na padoku kolo stajni, bo tam nie ma trawy. Zreszta niezbyt chetny do chodzenia. Jutro jade po bele siana. Wet postraszyl mnie, ze w powaznym stanie musialabym go uspic, wiec wole zeby sie tydzien przemeczyc i zeby mu sie polepszylo.
Do butow juz sie przyzwyczail, teraz tylko co jakis czas wacha z niedowierzaniem (naprawde tak mi nogi czuc?"
PS. Wet na oczy konia nie widzial, tylko oparl sie na tym co kowalka powiedziala. A ja dalej mysle, ze za mocno wybrala podeszwe i poochwatowiec teraz to czuje. Bo jakos tak dziwnie, ze po jej wizycie i werkowaniu to sie zaczelo
Mam nadzieje, ze maz sie nie potlukl zbytnio? I kolezanka nowicjuszka tez? Pozdrow go prosze ode mnie!