Maju, tak, to archiwalne zdjęcia z lipca.
Nie wyrabiam z pokazywaniem zdjęc.
U mnie noce były upalne. Nawet teraz nie jest tak źle. W sobotę mieliśmy imprezę, siedzieliśmy bez swetrów prawie do rana. Wczoraj zrobiło się chłodniej, ale to przez wichrzysko.
Dzisiaj już było w miarę ok.
Elu, też coraz częściej myślę o jesieni. Nigdy nie miałam żalu, że nadchodzi. Byłam tak zmęczona sezonem, że z ulgą przyjmowałam jej nadejście. Zawsze zimą mam inne aktywności, i nawet nie mogę się ich doczekać.
Ja floksów w sumie mam sporo, ale u mnie marnie rosną. Jak wspomnę kępy Marty, to aż mnie ściska, dlaczego u mnie nie mam takich.
Przyrastają raptem o jedną gałązkę rocznie, albo i nie.
Do dzisiaj sprzatałam skutki nawałnic z lipca. Myślałam, że wywiozą wiatrołomy, jak je wyniosę na zewnątrz.
Niestety to nie wystarczyło.
Trzeba było je pociąc na odpowiednie kawałki i powiązać. Dodatkowo obcięłam już częściowo czereśnię. Jeszcze musze skorygowac kształt.
Ciągle się zastanawiam jak małym wysiłkiem rozluźnić nasadzenia i nic nie przychodzi mi do głowy.
Coraz bardziej męczy mnie mój gąszcz.
Ciąg dalszy lipca