Kalina angielska (
Viburnum x carlcephalum) uwiodła mnie w Czechach w ogrodzie w Lednicach, rosną tam ogromne krzewy które pachną z dużej odległości i to jak pachną
Kiedyś trudno mi było ją zdobyć, a teraz mam dwie (a właściwe trzy). Pierwszy egzemplarz posadzony na początku zakładania ogrodu obgryzły myszy, doszczętnie niszcząc szyjkę korzeniową.
Zapytałem więc znajomych szkółkarzy w Opolu jak rozmnażają kalinę angielską. Czy musi być szczepiona czy też da się to robić przez sadzonki pędowe. Odpowiedź była niestety jednoznaczna
że gdyby się dało ukorzeniać to by nie szczepili. Trochę mi to ostudziło zapał ale i tak powtykałem pościnane pędy do ziemi. I jedna z tych zdrewniałych sadzonek się ukorzeniła.
A że w między czasie kupiłem dwa nowe egzemplarze więc ten uratowany zawędrował do zaprzyjaźnionego ogrodu. Te moje są szczepione, każdy na innej podkładce i trzeba usuwać odrosty.
Ten darowany jest bezproblemowy i rośnie nie gorzej niż szczepione
Jeżeli chodzi o liście to nie jest to jakiś szczególny walor tej rośliny. U mnie często łapią mszyce na wiosnę, a ulistnienie nie jest zbyt gęste. Rzeczywiście jesienią ładnie się przebarwia
ale jakoś tak pojedyncze liście i efekt jest taki sobie. Może to kwestia stanowisk na których rosną.
Za to są raczej w pełni mrozoodporne w moich warunkach klimatycznych, na Opolszczyźnie uszkodzeń zimowych na razie nie doznawały.