Żanetko oby. Na razie walczę a walki końca nie widać.
Zdopingowana przez Tomasza, zasiadłam wreszcie do przejrzenia zdjęć, których mi się trochę nazbierało i powybierałam trochę. Nadal wygląda to trochę smętnie, ale widać zaczątki przyszłego ogrodu, no i wokół zaczyna być porządek.
Tak wygląda wejście do domu. Udało mi się ściągnąć maszynę, która mi rozwiozła ziemię i mniej więcej wyrównała, następnie zaprząc męża do pomocy-nawiózł obornika i przeleciał kolejną maszyną (swoją drogą, co byśmy bez tych maszyn zrobili-kawał roboty mi oszczędzili). Bo ja oczywiście z łopatą zaczynałam, mój mąż zaczynał się litować -no i jakoś poszło. Zaczynam sadzić pierwsze rośliny, nie czekając na murarza. Mam nadzieję, ze zostawiłam wystarczająco dużo miejsca na operację tynkowania, bo inaczej będzie wojna.
Natomiast za domem, mam wylane fundamenty pod mur i grządki warzywniaka. I tyle. Przed domem dzieje zdecydowanie więcej, może dlatego, ze to będzie pierwszy rzut oka i zależy mi aby ten pierwszy rzut był pozytywny.