Katarzyna napisał:
nie chciałam pisać oficialnie, ponieważ zwykle spotyka się to z ogromną krytyką obrońców, a zwłaszcza obrończyń zwierząt wszelakich. Ale napiszę. Cóż, niech mnie jeszcze bardziej nie lubią.
Kasiu, wielokrotnie to pisałam, ale powtórzę: czasem nie ma wyjścia - albo szkodniki, albo ogród..
Jeśli ktoś sprzeciwia się takim metodom walki ze szkodnikami, zadaję wtedy proste pytanie: po co ci ogród? Spraw sobie kawałek nieużytków, albo lasu i obcuj z naturą. Posadź lilie i patrz, jak poskrzypka je wcina. Może kilka host, by nornice i karczowniki miały się czym posilić.
Prawda jest taka, że gromadzimy w ogrodach rośliny - cenne i mniej cenne, ale wszystkie ważne z naszego punktu widzenia. Zaniechanie skutecznej walki ze szkodnikami, oznacza zgodę na stratę tych roślin i rujnowanie ogrodu. Pieniądze, które wydaliśmy na rośliny (często kilkanaście, kilkadziesiąt euro), rownie dobrze moglibysmy spuścić w toalecie.
Ja nie mam zamiaru poddawać się i łapię się każdej metody, by ochronić moje rośliny. Fumigację tym środkiem stosuję od 2 lat, ale nadal mam problem z żartymi kłączami host. W tym roku całkowicie straciłam 4 hosty, 2 są bardzo poważnie uszkodzone. Po nimi ciągną się tunele zakończone dziurami wylotowymi i własnie w te tunele są dawkowane tabletki..