Ja wrócę jeszcze do kwestii już wspomnianej przez
markitę, czyli naszych futrzastych pupili w ogrodzie. Należy przyjąć z dużym prawdopodobieństwem, że dla ogrodu pies, także i kot raczej będą siłą niszczycielską (oczywiście uogólniam i nieco przejaskrawiam, ale z premedytacją).
Jeśli czyjaś miłość do zwierzęcia jest ogromna, ale skończy się z chwilą, gdy zauważy się pierwszy wykopany dołek na rabacie, albo wysikany placek na trawniku - to należy pewne rzeczy przemyśleć.
Oczywiście możemy starać się oduczyć robienia pewnych rzeczy psa (z kotem życzę powodzenia, ale spektakularnych sukcesów nie wróżę), ale ciągła wojna o każdy przygryziony krzaczek czy wygniecioną/wykopaną bylinkę, to na dłuższą metę stres i dla posiadacza ogrodu i jego zwierzaka.
Zatem zastanówmy się najpierw, czy nasz zwierzak będzie mógł korzystać z ogrodu, czy po pierwszym przewinieniu zapakujemy go do kojca lub się go pozbędziemy (przypadki bardzo częste).
Zatem po pierwsze: wyluzujmy (no dobra,przynajmniej się starajmy), świat się nie kończy na idealnie wypielęgnowanym trawniku. Po drugie: to co dla nas najcenniejsze możemy zabezpieczyć ogrodzeniem. Po trzecie: czerpmy radość ze wspólnego spędzania czasu w ogrodzie. Często te kolosalne straty widzimy tylko my,pieklimy się i przyjemność z posiadania ogrodu szlag trafia.
Moje ogrodowe kompromisy na rzecz tej oto obywatelki
Wymiętolona kępa lawendy, w której obywatelka się uwala regularnie
Tolerowanie żółtych kółek na trawnikach
Doły wielkości średniego leja po bombie pod dwoma żywotnikami, które służą za schrony przeciwupałowe
Pomniejsze dołki tu i ówdzie, które staram się regularnie zasypywać.
Za to frontowy ogródek został ogrodzony, podobnie jedna z rabat, nader często odwiedzana w celu leżakowania na wszystkich po kolei roślinach, zaczynając od pojawiających się wiosną tulipanach.
I dajemy radę