Normalnie nie wiem,kiedy ta sobota zleciała i to o niczym...
Zbyt późno wstałam,więc żadne poranne zakupy,tymbardziej ,że moja kolejka do układania kwiatów w kościele dziś była..
Wiem,wiem...że jako czarownica i diablica,jak twierdzi Szkodnik,w ogóle się nie nadaję do takich czynności.
Jednak bywa,że Betinka jakimś cudem mieści się w Janiołka skrzydełka,różki chowa do komórki,zakłada aureolę świętości ,dziewiczo trzepoce rzęsami i idzie do kosciółka.
A oto efekty mojej,pożal się Boże,fantazji florystycznej.
Marzy mi się kurs,ale póki co kasy i czasu brak.
Zadnych śmiechów i chichotów,bo jak wezmę tatowego sierpa...!!
Poza wczorajszą zalewajką na obiad nic.
A i tak mnie wkurza,że ciągle mi się żryć chce...buuuu....
Trochę pozbierałam orzechów włoskich i tyle mojej aktywności ogrodowej.
P.s.
Znów aktywnosć przeniosłam na lodówkę...buuu...
U nas raptem 6 gradusów już teraz,nocka może być mroźna..