No to tak. Na wsi byliśmy kilka dni, ja o dwa dni dlużej niż W., ponieważ skorzystałam z faktu bycia na delegacji slużbowej na dalekim wschodzie. Głównie w okolicach Dorohuska i Hrubieszowa, jesli komuś coś to mówi. W zasadzie trudno być jeszcze bardziej na wschód, jednocześnie wciąż pozostając na terenie naszego kraju.
Pogoda była wakacyjna, więc w powrotnej drodze kolega zostawił mnie w ogrodzie, co wywołało niemałe zaskoczenie sąsiadki Bozenki. Wyjaśniłam jej skąd ja tu się wzięłam, że W. dojedzie jak się z robotą ogarnie i w związku z tym niech się nie niepokoi światłami w naszych oknach wieczorową porą, bo swoi są
Bożenka następnego dnia przyszła z ciastem a ja ruszyłam do boju, bo trzeba bylo jak zwykle odchwaścić. W. dotarł ze zwierzakami oraz małym sklepem ogrodniczym na pace we środę około północy.
Więc wespół wzespół ryliśmy, sadziliśmy, podlewaliśmy i grillowaliśmy wieczorem.
I portreciki
Elfe
Ostatnie lilie
I piewsza chryzantema
oraz pierwszy aster
i drugi też
Jeżówka, jakas Hot. Papaya czy Lava, nigdy nie pamiętam. Grunt, że dobrze rośnie.
I taka zwykła jeżówa. W konkurencji z bylicami rosła na dwa metry. Po odchwaszczeniu wróciła do normalnego pokroju
Dzielżany niektóre kwitną, niektóre w pąkach a niektóre uschły
No jakże by bez nich na wsi
C.d.n.