To ja trochę sprofanuję zwyczaje, tylko mnie nie zlinczujcie. Jeszcze kilka lat temu była trybikiem przedświątecznego szaleństwa, pucowałam wszystko, gotowałam, robiłam zakupy w tłoku i harmidrze. W końcu padałam na nos, byłam drażliwa, co odbijało się na atmosferze w domu.
Od kilku lat, zamawiam w zaufanej restauracji, uszka i pierogi, mama moja ma ZAKAZ klejenia czegokolwiek, jej działka to barszcz i ziemniaczki, ryby to działka Połówka od początku do końca, moje surówki (w Termom. to chwilka) odrobina kaszy z grzybami i kapuchy z grochem, obowiązkowy kompot z suszonych owoców. Moja córa robi oprawę biblijną, bo ona biblie zna lepiej niż niejeden Świadek Jehowy, w wersji mini ma zawsze w torebce przy sobie
Post zawsze w Wigilię u nas był i będzie, amen.
Zamiast przedświątecznej nerwówki, jeździmy na przedświąteczne kiermasze, szukamy tych ludowych, choć czasem trafia się typowa komercha, zwiedzamy szopki w kościołach, w moim niewielkim mieście mamy ich
12!
Romo, nie zabij mnie, bo ja zamiast do kuchni zapraszam do odpoczynku, by przeżyć te święta duchowo a nie żołądkowo
Najpierw kościół i szopka
Tu sobie ogrzejemy łapki
Robimy zakupy, oprócz ozdóbek, tradycyjne smakowite wyroby regionalne.
Siadamy do stołu, w chałupach autentycznie panie gotują wigilijne tradycyjne specjały, można podyskutować o wszystkim, spróbować barszczyku, uszek, pierogów itp..., tylko zdjęcia w ciemnościach wiejskich chałup nie wychodziły
I czas wracać do domu, a kto ma w miarę blisko to może w grudniu
www.muzeumwsiopolskiej.pl/node/213, ja tam będę na pewno, zamiast w markecie czy inszej galerii