Nie sa niczyje, ale owszem, zyja dziko i rzadko widza czlowieka. Ludzie sprowadzaja i zostawiaja na ogrodzonych wielohektarowych pastwiskach, zeby wyzeraly chwasty (slynna historia o gosciu z Amarillo, ktory zmeczony walka z krzewami mesquite, ktore zarastaly pastwisko w piorunujacym tempie, sprowadzil cos kolo 20 wielbladow, bo uslyszal, ze one jedza wszystko. Wielblady zjadly wszystko...z wyjatkiem mesquite, a pozostale kilka (nie wiem co stalo sie z reszta) sa atrakcja, gdy jedzie sie do kanionu).
Zreszta, podobnie zyje bydlo. Czesto w stadach liczacych okolo tysiaca, caly rok na zewnatrz na gigantycznych pastwiskach, czlowieka widza tylko przy okazji znakowania i wybierania mlodych podrosnietych do sprzedazy. Stad kowboje, ktorzy pomagaja na koniach, lub nowoczesniej, na ATV, zapedzic stado do zbudowanego na ten czas korralu. Kowboje zreszta wola konie, bo jak slyszalam, z grzebietu lepiej widac, a po drugie, bydlo czuje respekt przed koniem. Jak stweirdzilam na wlasnym przykladzie, nie czuje respektu przed pickupem i jeden taki uciekniety byczek, gdy probowalam go samochodem zagonic na pastwisko, kopniakiem wybil mi przedni reflektor...