Maju cała przyjemność po mojej stronie! Lubię się dzielić wrażeniami, a podczas tego pobytu było ich wiele
Jako się rzekło, jedziemy dalej. Wypytaliśmy panią bileterkę jeszcze o dalsza trasę, a przede wszystkim czy są znaki informujące o dojeździe do kolejnego postoju. Pani powiedziała, że mamy się kierować na Kamenjak. Wyjechaliśmy na wąską, asfaltową drogę i podążyliśmy wokół jeziora. Minęliśmy przy drodze taki fajny skwerek jakby, z okazałą opuncją w roli głównej. Ponieważ nieopodal rozłożyła swój stragan jakaś pani, sprzedająca produkty lokalne, W. zatrzymał się zdecydowanie, ponieważ od wczoraj jęczał, że mu się chce brzoskwini, arbuza lub innego owoca. W. zatem poszedł robić zakupy a ja obfociłam rzeczony skwerek.
Z torbami wyładowanymi brzoskwiniami, śliwkami i winogronami ruszyliśmy w dalsza drogę. Krajobraz był dość dziki, kamienisty, ślad człowieka znaczyły liczne pola i poletka, malutkie winnice i skromne obejścia widoczne od czasu do czasu przy drodze. Jechaliśmy z 40 minut a człowieka widzieliśmy może dwa razy. Przypomniał mi się pobyt sprzed 15 lat, kiedy ślady wojny bałkańskiej były bardziej widoczne. Puste, wypalone domy Serbów, nigdzie żywego ducha.
Na niektórych domach widać było ogłoszenia o sprzedaży wina lub koziego sera.
W pewnym momencie dojechaliśmy do rozwidlenia, a znaku jak jechać brak. Zatrzymaliśmy się przed niedużym kościołem i w ciszy rozejrzeliśmy się dookoła.
W. zbadał że jednak powinniśmy skręcić w "To drugie prawo" , więc wróciliśmy i skierowaliśmy się jeszcze węższym paskiem asfaltu lekko w górę. Teraz droga wznosiła się już coraz bardziej zdecydowanie. Kilka zakrętów wśród gaików oliwnych i dotarliśmy do czegoś w rodzaju placyku, na którym stał autokar. Zastanawialiśmy się czy tu zostawić samochód i iść dalej piechotą czy próbować przebijać się dokąd się da. Wybraliśmy drugą opcje i wjeżdżając po coraz bardziej stromej drodze dojechaliśmy do oznaczonego parkingu. W., z ulgą wylazł zza kierownicy. Byliśmy niezbyt wysoko, ale fakt, ze wjeżdżaliśmy praktycznie od poziomu morza zwiększał wrażenie bycia na szczycie czegoś potężnego.
Droga prowadziła jeszcze kawałek pod górkę, zza niskich zarośli dochodził gwar głosów małoletnich, jakby wycieczki szkolnej. Ruszyliśmy więc w tamtym kierunku.