Ponieważ nie mam własnego kąta, to skorzystam z tego wątku. Od wczoraj targają mną mieszane uczucia. Popełniłam coś i nie wiem, czy to była dobra decyzja... Więc po pierwsze proszę Was o opinie, czy jak to teraz mówią, jesteście "na tak", czy raczej dokręcać gałęzie z powrotem...
i po drugie, co z tym uzyskanym kawałkiem terenu począć. Dawno nie miałam takiego areału do obsadzenia
, więc zwariuję chyba z nadmiaru szczęścia i pomysłów.
Ale ad rem. Wymyśliłam sobie, że ogołocę świerka przy wejściu.
Taka mnie nagła, natrętna myśl dopadła i wątpliwości zarazem. Wczoraj rano odwiedziła mnie Miłka i zapytana o opinię, odpowiedziała krótko: ciąć. No to nie myśląc już dłużej przeszłam do czynów, a oto skutek:
było tak:
jest tak
i widok od strony ścieżki frontowej:
przed:
po:
Jakoś tak łyso, prawda? Był tajemniczy zakątek (przynajmniej tak mi się wydaje), a teraz wygląda jak w Puszczy Białowieskiej po przejściu rębajłów miłościwie nam już nie panującego Szyszkownika...
Po prawdzie zdecydowałam się na ten krok, bo dolne gałęzie wyglądały już coraz mniej atrakcyjnie:
no i początkowo wymyśliłam sobie, że zmieści się tam trzecia skrzynia warzywna. Teraz mam poważne wątpliwości, bo widok od strony wejścia będzie mało atrakcyjny, prosto na ten drewniany twór. Już teraz dziwnie to wygląda. Druga opcja to rabata kwasolubna (w końcu co innego uda się pod świerkiem). Planowałam dosadzić rodki, które z czasem podrosną i zasłonią tę dziurę, tworząc jeden "kompleks" z już tam rosnącymi. A może Wy macie jakieś inne propozycje?
I jeszcze dla lepszego zobrazowania o co
kaman, widok z boku: