To może coś popiszę... i coś pokażę
Kiedyś były zimy, hej... a teraz jest pora ciemna i sucha... przynajmniej na Mazowszu...

i nie zmieni kwestii suchości fakt, że oto po raz czwarty w niniejszym sezonie zimowym spadł śnieg, bo 1x w listopadzie, 2x w styczniu i teraz 1x w lutym to za mało... tamte stopniały po 2 dniach, ten może z uwagi na mróz potrzyma tydzień, ale cieniutka to kołderka i dużo wody nie dostarczy... deszczów też nie było, ledwie parę razy skropiło liście, co i kurzu nie zmyło... dlatego czym się radośnie w styczniu zajmowałam?
Otóż rodków podlewaniem...

to po pierwsze i było to zadanie główne.. żeby te 2-3 konewki zakwaszonej wody dostały... po drugie sadzeniem cebul...

ale to była kwestia weny, z której szukaniem zszedł mi miesiąc...

bo zakupy ofkoz były grudniowe i już się nawet z tego zrobiła taka moja tradycja... także wcześniej, nim zobaczę -70%, to kopii o tulipany nie kruszę, bo u mnie, jak już wielokrotnie zaznaczałam, to rośliny jednoroczne... po kwitnieniu wykopywane i żegnane... i w związku z tym nieprzepłacane... i po trzecie... a tego pewnie nie odgadnie nikt...

plewieniem...

ja, która w życiu nie uskuteczniam tej czynności w ogródku, bo ściółka jest tak na grubo, że nic niepożądanego mi się nie sieje... bo taka pokrzywa to na przykład pożądana jest, ale oporna...

no i... przyszła
kryska na matyska! A wszystko to za sprawą karmnika, który zawisł na lilaku i pomysłu, by zamiast łuskanego słonecznika, którego od lat ptaszkom serwuję, zaproponować im mieszankę ziaren wszelakich... noszzz co to był za pomysł !!!

I tak to już w styczniu... ścielił mi się pod karmnikiem - z rozrzutem do paru metrów

- zielony łan, powstały z ziaren przez ptaki wzgardzonych...

i ja te zielone żdziebełka usuwać zaczęłam, bo widoku tego na dłuższą metę zdzierżyć w stanie nie byłam... i na tym to zajęciu ogrodniczym miesiąc bez mała mi minął... a one jak te
hydry lerneńskie, wyciągałam jedno, kiełkowały trzy...

ale się zawzięłam i mimo że pewnie je jeszcze po zejściu śniegu zobaczę, to jakieś małe światełko w tunelu widzę... taa...
I sezon rowerowy rozpoczęłam... a potem przyszła grypa i klops... i już był luty...

i nawet wyszło słoneczko...

i właśnie taką lutową strefę cienia, łapiącą nieliczne promyki słońca i ładującą moje akumlatorki, chcę Wam zaprezentować
W roli przerywnika
międzyrodkowego... aster rozkrzewiony w postaci zimowej
Ja wiem... rodki, rodki, rodki... do znudzenia rodki...

ale, jak widzicie, mało co - poza nimi - to lutowe słonko u mnie łapie
Inszym roślinkom na słoneczne promyki przyjdzie jeszcze dłuuugo poczekać
Aktualnie zaś... mrozi... i znów ciemnica