I zabieliło... chwilo trwaj... choć do połowy tygodnia... na większe cuda nie liczę
Doroto... skoro na astra Cię namówiłam, to nie pozostaje mi nic innego, jak polecieć klasykiem i rzec:
Będzie Pani zadowolona...

bo aster rozkrzewiony to kwitnienie od sierpnia do października non stop... i nic to, że susza i cień... same zalety
Elu... Tobie też gratuluję astrowego zakupu i to w dodatku od razu z pędami kwiatowymi, bo to duże ułatwienie w komponowaniu rabaty... a wiem, co mówię, gdyż sama nabyłam tego astra niczym przysłowiowego kota w worku, w dodatku o tym, że przyjdzie w postaci niewyględnej czyli same liście na poziomie gruntu, nie wiedząc...

no trochę mi się rozminęły moje oczekiwania z rzeczywistością...

a potem się mocno umysłowo gimnastykowałam, wyobrażając sobie, gdzie on by mi pasował, to raz... a dwa, zastanawiając się, czy aby da radę przebić się do góry wśród hostowych liści - dał!
Co do inszych pytań o astra... to, znając siebie oraz to, jak się zbieram do kolejnych wpisów w tymże to osobistym wątku...

starałam Ci się zasygnalizować parę rzeczy w wątku merytorycznym i pokazać, że daje on sobie radę na niepodlewanych rabatach i w innych ogrodach... tu potwierdzę jeszcze, że mój aster to gatunek... wiem, że w sprzedaży są też dostępne odmiany, ale nie doszukałam się informacji, czym to one się różnią, więc przy gatunku pozostałam... potwierdzę także, że aster rozkrzewiony to twardziel... jestem przekonana, że da radę i bez Twojej obecności, da radę i bez opadów... u mnie, jak widać na załączonych obrazkach, wszystko rośnie na gęsto... nie każda roślina to akceptuje, gilenie wypadły, świecznice ledwo zipią... a ten aster doskonale sobie radzi w przesuszonej glebie w bliskim towarzystwie host i paproci
Co do mej gęstwiny... to - oprócz ścieżki w wersji minimalistycznej - są też na rabatach ukryte miejsca na postawienie stopy a nawet stóp dwóch...

zwykle w postaci plastrów z pociętych pni... a szkody w ogrodzie... cóż... powstają... a jakże...

i jak nie ja występuję w roli słonia w składzie porcelany, to wyręczają mnie w tym walczące o swój rewir kociaste
Co do rodka tarasowego... czyli
>> 'Schneekissen', to jest on w mym posiadaniu dopiero pierwszy sezon, zakupiony pod koniec maja rękoma Ani, doczekał się donicy w lipcu - jej wymiary: szerokość otworu 25 cm, wysokość 22 cm, zakup w L&M - zatem donica w sumie niewielka, ale i rodek też taki był, w dodatku on sam z siebie jest wolnorosnący, po 10 latach ma osiągać li tylko pół meterka wysokości... myślę, że plusem, przemawiającym za podjęciem się przeze mnie jego donicowej uprawy, jest też mrozoodporność, bo do -26 °C... przed nami pierwsza zima, zatem jeszcze za wcześnie na wysuwanie jakichkolwiek wniosków na temat jego uprawy w tej postaci... jeśli się sprawdzi, to z czasem pewnie się przesiądzie do donicy większego rozmiaru... nie wykluczam też zadonicowania kolejnych rodków w przyszłości
A Ty jakie rodki trzymasz w donicach?
Iwono... astra ofkoz sobie zapisuj i kupuj... nie inaczej

Suszy może na fotach nie widać, bo sesje zdjęciowe uskuteczniałam z reguły dzień po solidnym podlaniu...

co zatem klapnięte, powstawało i się prezentowało...

a nie podlewałam w jakichś określonych odstępach czasowych czy tym bardziej codziennie... o podlewaniu decydowały przede wszystkim rodki...

bo priorytetem u mnie jest, by miały szczęśliwe liście...

czytaj: skierowane ku górze...

w sezonie miałam też parę roślin wskaźnikowych, to jest fiołka i cieszyniankę rosnących tuż nad ścieżką niemal
vis a vis... zatem jeśli one się wykładały, podlewania odwlekać nie mogłam a wręcz musiałam je uskuteczniać na gwałt... regułą wszak było, że woda miast wsiąkać w rabatę, spływała na ścieżkę i trochę trwało nim gleba złapała tę krztynę wilgoci, by rośliny mogły trwać dalej... ale parę host na długich nóżkach to mi się z braku wilgoci połamało...

nie doczekały też jesieni i kompletnie mi pozasychały liście enkianta i to już drugi sezon z rzędu... zaś do połowy pozasychały liście derenia kousa... także miałam miejsca, gdzie odwracałam wzrok i aparat
Danusiu... ja to mam siłę oddziaływania...

ale skoro i Ciebie aster na moich rabatkach natchnął, to na zdrowie i małpuj do woli... ino potem pokaż
Miłko... ja uważam, że wykorzystuję za dużo tych swoich centymetrów...

w pełni sezonu oddechu tu brak i czuję się przytłoczona... a potem coraz bardziej wkurzona... lekko nie ma
Mnie w sumie te
krzykliwe astry się podobają, tylko że warunki są dwa...
w innych ogrodach...

i
z daleka...

na tle traw i przede wszystkim w słońcu robią robotę, ale też wydaje mi się, że one pasują do większych założeń, tak, by właśnie patrzeć na nie i podziwiać te ich kolorowe plamy z pewnej odległości... ogromnie mi się podobała zeszłoroczna rabata astrowa u Poli na przykład... natomiast u siebie żadnych takich
kolorowiastych doznań nawet sobie nie wyobrażam... wystarczy, że maj mi kipi kolorem...

potem żądam spokoju na rabatach...

dopiero październik ponownie daje mi po oczach żółcią zasypiających host, bo innych przebarwień to u mnie jak na lekarstwo... no czasem borówka przy sprzyjających okolicznościach się wysili i błyśnie czerwienią
Gosiu... biel na tle zieleni jest tak klasycznie piękna, że więcej nie trzeba dodawać... w dodatku aster rozkrzewiony kwitnienie długo i obficie...

a u Ciebie równie pięknie prezentuje się kompozycja z kwitnącą na biało żurawką 'Chantilly'... zobaczymy z kolei, czy ona da radę u mnie utrzymać się dłużej... bo średnia przeżywalność żurawek w moim ogrodzie to 2, góra 3 sezony i finito... ostatnia, zakupiona na zlocie łódzkim w Posadzone już w tym sezonie na ten przykład mi się nie pokazała