I my przerabialiśmy walkę z kretami i nornicami. U nas występują tylko na działce, w miejskim ogródku nigdy ich nie było, pewnie za duży ruch dla nich, a i gleba inna.
Wcześniej zdarzały się pojedyncze kopce, stosowaliśmy odstraszacze elektroniczne, wszelkie środki zapachowe, środek powodujący niestrawność "Pożegnanie z kretem", łapki (czasem skuteczne), karbid, sierść psa, śledzie solone, itd.
Od dwóch lat tak na działce upodobały sobie trawnik, który nie jest wielki, że gdy przyjeżdżaliśmy były (policzyłam) 23 kopce i to duże. Posprzątaliśmy i po tygodniu dokładnie tyle samo, w dodatku w tych samych miejscach. Wszystkie wcześniejsze metody były nieskuteczne. Trawnik po takim zmasowanym ataku był niczym ruchome pisaki, chodząc po nim w miejscach korytarzy nogi się zapadały. Mój mąż, który nie jest słabeuszem w pewnym momencie poddał się i zaczął mówić o sprzedaniu działki.
Znalazłam w handlu preparat w postaci saszetek pasty (niebieskiej) w puszce, dowiedziałam się, że jest to bardzo skuteczna - jednak to trucizna. Wkładaliśmy te saszetki do każdego tunelu. Po jakimś czasie było widać, że były zjedzone, pozostawały tylko kawałki folii. Jednak należy zwrócić uwagę na dozowanie tego środka tam, gdzie przebywają psy lub koty. W instrukcji podano, że zawiera gorzką substancję, która zniechęca psy lub koty przed przypadkowym spożyciem. U nas ten środek okazał się skuteczny - od wczesnej wiosny mamy spokój.
Nie chcę jakoś specjalnie reklamować takiej metody, ale jeśli ktoś nie poradzi sobie innymi metodami, warto wiedzieć, że takie środki są.