Niestety moja Gloria nie dożyła nawet roku. Kret zrobił tylko początek dzieła. Próbowałam ja ratować, wyciągając z ziemi i przesadzając do doniczki. Bryła korzeniowa była sfilcowana tak, że nie dałam rady jej rozbić. Po wykopaniu z ziemi porozrywałam co się dało, ale bałam się uszkodzę korzenie (naczytałam się chyba za dużo). Cóż, gdybym wiedziała, że tak się to skończy, to spróbowałabym wyczesać ten zbity filc, ale co się stało, to się nie odstanie.
Dziś ją wykopałam i spróbowałam wyczesać ile się da. Próba na takim suchelcu i tak nie spowoduje pogorszenia jego stanu, a przynajmniej wiem teraz, że da się to zrobić. Nawet nie trzeba zbytnio uważać. Wzięłam pazurki i wbijając w bryłę rozczesywałam na siłę po kawałeczku.
No to mogę tylko pokazać wyczesany filc
a tak wygląda bryła korzeniowa po tym zabiegu (mogłam to zrobić na początku)
Ilość filcu do korzeni ma się następująco
Okazało się, że to były dwa osobne ukorzenione badylki. Jeden całkiem suchy, drugi trochę giętki, liście nie chcą się oderwać... chyba z przyzwyczajenia tam wiszą . Ten giętki wkopałam... no nie wiem, czy ma to sens, ale jeszcze dycha... pod lasem, nikt nie widzi, w oczy się nie rzuca... nadzieja umiera ostatnia.
Obraz nędzy i rozpaczy