W tym roku na bardzo wielu liliach zauważyłam wygięte wierzchołki. Być może ma to jakiś związek z przymrozkami, choć lilie dokładnie zabezpieczałam, a takie deformacje już zdarzały mi się w poprzednich latach. W tym roku jednak problem zrobił się na tyle duży, że zaczęłam szperać po internetach i w wielu miejscach natknęłam się na informację, że to może być wirus
. A to znaczy, że nie ma lekarstwa i stracę większość swoich lilii
Jeszcze nic nie wykopałam, obserwuję, ale liczę się z tym, że najbliższy rok, może dwa będę problem eliminować (o ile się da w ogóle).
Zastanawiam się też w jaki sposób wirus przeniósł się na moje wieloletnie kępy, dotychczas zdrowe. Ponoć jakiś gatunek mszycy przenosi wirus i stanowisko po tulipanach jest podejrzane. Obydwa czynniki u mnie nie wystąpiły, więc co??? Poskrzypka może przenosi
? Bo chyba ścinanie wiosną martwych pędów jednym sekatorem można wykluczyć? A może nie? Biję się z myślami, jestem poważnie podłamana, bo mam naprawdę sporo lilii i większość jest pod znakiem zapytania
Każdej teraz przyglądam się podejrzliwie, czy się za bardzo nie wygina
Kilka fotek dla zobrazowania tematu
Jeden taki najmocniej wygięty pęd złamałam i sporawdziłam, czy w środku może jakiś szkodnik, ale nic nie było, żadnego korytarzyka, żadnych zniszczeń typowych dla robactwa.
Co o tym myślicie?