no wreszcie wracam do życia normalnego, wyjazd na zlot wiele mi pomógł bo ostatnie miesiące dały mi nieźle popalić i w kość ale teraz już lepiej, mama od kwietnia jest już na rencie, zaś w poniedziałek teraz wraca z ponad 4-tygodniowego pobytu w sanatorium, gdzie ją postawili na nogi, zaś rodzinka już ochłonęła po.....no cóż miesiąc temu moja ciocia (siostra taty) się dowiedziała, że ma raka i że zostało jej najwyżej 6 tygodni życia, mieszka czy raczej już mieszkała w Stanach, lekarze robili wszystko no i na tydzień przed zlotem, zaś na 4 dni przed swoimi 62 urodzinami....odeszła.
Rodzina ciężko to przeżywała, moja babcia, tata, my.....no i wujek mieszkający nadal w Stanach, zaś teraz staramy się by sprowadzić ich do domu i tu pożegnać, ale to wymaga czasu...
Zlot wiele mi dał, odpoczęłam od wszystkiego, zostawiłam w domu hehe na 2 dni tatę samego - już w niedzielę dopadła go choroba sieroca
, jednak nasza rodzinka jest nienormalna bo potrafimy dzwonić do siebie kilka razy dziennie, ba ja dzwoniłam tylko 2 razy do mamy, raz do taty
dobra koniec tego, więc veni, vidi, vici na zlot a czym...no pociągiem, a jakże inaczej, do domu przyjechały ze mną roślinki - jaśminowiec Virginal - jak powąchałam go w Radkowie to musiałam go mieć!, 3 trawki - i tu się moja skleroza odzywa bo za Chiny nie mogę sobie przypomnieć mimo, ze sama tej nazwy używałam
no i 2 bodziszki z Wojsławic - nazwy napiszę potem, bo są na balkonie a mam teraz burzę i ulewę i jakoś mi się nie uśmiecha wychodzić na balkon
no i był lot na działce a tam....o matko......