Witam w kolejny deszczowy dzień. Nie, nie będę narzekać, bo to, co mi się ciśnie na usta, nie jest cenzuralne i moje nerwy też są, delikatnie mówiąc, nadszarpnięte. Ma być słońce, cieplej i co to za prognozy, że ma być mróz?? No, nawet nie wiem, czy jest szansa, że cokolwiek dam radę okryć, toż to cały ogród by trzeba było, a leje dzisiaj i leje..
Ale głowa do góry, będzie co ma być. Choć jak patrzę przez okno, to kolorów sporo, gdzieś tam słońce przez deszcz przebija. 10 stopni tylko jest. Ale i tak by mogło być, tylko bez tego deszczu. Rośliny sobie radzą lepiej niż ja. Nie narzekają.
Ze względu na pogodę mam mniej pracy w pracy. A przecież sezon jest w pełni. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
Marysiu, witam Cię serdecznie. To małe białe w trawniku, to stokrotki. Są zawsze i chyba tak zostanie. Choć co jakiś czas myślę, żeby trawnik zrobić taki elegancki, choć w jakimś kawałku.
Lubię jukki ale już w tym miejscu nie wyglądała, absolutnie. Choć te kwiaty mają cudowny kształt. W tym miejscu posadziłam ciemiernika czarnego. Może zagłuszy te odrosty, choć wiem, że to jak feniks jest i z kawalątka się odrodzi.
Danusiu, męczy okropnie, ale wpływu nie mamy, co poradzić. Oglądam Twoje pierwiosnki i jestem nimi zachwycona. Też je bardzo lubię. Nawet mają nową rabatkę przygotowaną u mnie. Będę o nich myśleć..
Lukrecjo, nie dowierzam, absolutnie, tym moim psotnikom. Już m zrobił stabilizację i trzeba to mocno przykręcić. Będzie dosyć w powietrzu, to może się uchronią. Za to w dużych donicach nie dążyłam patyczków powkładać i dwie fuksje zmordowane, przez te cielska paskudne
Dają radę te moje kociska, moim kwiatkom, oj dają.
Ale i tak je lubię, cholery jedne
Tu udają, że tylko na pniaku ostrzą sobie pazurki. I gdzieś w tle słyszę, "
a idźże szybciej, a nie łaź po ogrodzie, bo jeść się chce"
Na większości moich rabat rosną hosty. Choć zdecydowana większość to bezimienne są, ale dla mnie kochane i uwielbiane. Tylko te deszcze mnie przerażają, bo nie ma jak granulek wysypać, a ślimaków tylko patrzeć.
Pierwsze hosty sadziłam piętnaście lat temu i były to
takie liście, darowane przez koleżankę. Szybko znalazłam ich nazwę właściwą, ale już o odmianową się bałam pokusić. I tak co roku zdobywałam inne odmiany, nie zajmując się zbytnio nazwami. Dla mnie były tak piękne, że reszta się nie liczyła. Od kilku lat przywiązuję uwagę, do nazw właściwych i kupując hosty teraz zwracam na to uwagę.
Patrząc z perspektywy lat, nie znając jeszcze hostowych chorób, wyrzucałam do spalenia, te, które były wg mnie chore. Nie wiem, czy dobrze, czy źle. Może i coś ciekawego wyrzuciłam, ale spokojniejsza jestem.
Zapraszam na spacer, po moich liściorach
Tu maleńka, jakaś myszka.
Tu już większe egzemplarze