Żanetko, dziękuję.
Napracowałam się w tym roku przy trawach.
Ta rabata wysypana kamykami po ścięciu i dzieleniu traw wyglądała jak śmietnik.
Musiałam pousuwać siewki rozplenicy, zebrać wszystkie kamyki, oczyścić, przesiać i kiedy trawy były już na swoim miejscu, wysypać na nowo.
Trochę czasu mi to zabrało.
Do Zebrinusa i Rozplenicy trzeba było użyć nie tylko łopaty, ale siekiery i piły.
Tak to wygląda i tak ma zostać, na brzegu dosadzę tylko klonika, który czeka schowany pod cyprysikiem.
Druga rabata jest przewrócona dosłownie do góry nogami. Wszystko było wykopane, dzielone, sadzone na nowo i dalej mi coś nie pasuje.
Trawy sadziłam w takich odległościach, żeby po rozrośnięciu się nie wrastały w siebie, tylko rosły obok siebie. Z pustym miejscem było mi jakoś
nieswojo i tak na " w międzyczasie " zanim trawy się rozrosną, powtykałam parę roślinek.
Chyba za mało miejsca, a za dużo chciejstwa.
Zależy mi jednak żeby ta rabata z wysokimi trawami była w tym miejscu bo liczę,
że zimą trawy będą osłoną przed zinmymi wiatrami, dla rododendronów rosnących obok.
Daguś, współczuję poniesionych strat z powodu gradobicia,
ale cieszę się, że jako osoba mocno zżyta z naturą potrafisz podejść
z optymizmem i myśleć już o daliach.
Dobrze, że nie było takiej sytuacji kiedy kwitły rododendrony.
Jarzynki jakoś się odbudują, a przynajmniej podlewanie masz na jakiś czas z głowy.
U mnie z kolei susza.
Wczoraj w cieniu było 34 *, w południe zaczęły się zbierać ciemne burzowe chmury. Z lekką obawą, ale z wielką radością
czekałam na deszcz. Byłam pewna, że z takich chmur na bank musi lać. W pośpiechu żeby nie zmoknąć i z obawy przed piorunami
uciekłam do domu.
Niestety nie doczekałam się.
W jednym oknie widziałam nad górami ciemne smugi deszczu a z drugiej strony prześwitujący błękit nieba.
Okazało się, że 3 kilometry dalej lało przez 1.5 godziny tak, że woda nie spływała do studzienek, a u nas parę kropli, które wiatr zdmuchnął z chmury.
Wrócę jeszcze do tej zielonej gąsienicy. Wczoraj odkryłam, że mamy fajnego sprzymierzeńca w walce z tymi robalami.
Wielka błonkówka - pierwszy raz taką widziałam - targała tę gąsienicę po ścieżce, zanim chwyciłam aparat ona była już na ścianie altany.
Byłam ciekawa gdzie ją zaniesie, ale niestety kiedy była już prawie pod dachem, gąsienica jej wypadła, martwa i sztywna jak patyk.
Błonkówka odleciała i więcej jej nie widziałam. Czytałam kiedyś, że wszystkie błonkówki są bardzo pożyteczne.
Danusiu przez tę suszę cieszy nas każde parę kropli z nieba, ale żeby deszczu było ile trzeba, to potrzebna nie ulewa, tylko taki miarowy, spokojny
deszcz padający kilka dni.
Miło, że Ci się podoba, ale z zakupami koniec w tym roku.
Przez to czekanie na deszcz mam tyły w przesadzaniu,sadzeniu, flancowaniu
jednorocznych. Nie martwiłabym się, ale w poniedziałek wyjężdzam na trzy tygodnie do sanatorium i nie chcę myśleć co zastanę po powrocie.
Przed wyjazdem muszę chyba zadołować rozkwitające już hortensje.
Ominie mnie kwitnienie lilii, ale może to i lepiej. Nie będzie mi tak przykro, że nie ma tych, na których kwiaty tak czekałam.
Z ponad setki została mi może 1/5, 1/6 ? przeważnie LA. Reszta wymarzła.