Miłeczko, zgadza się, bo nawet jeśli skończą się "roboty ziemne", to jest jeszcze mnóstwo innych.
Perowskia już jest, a nawet dwie różne.
Ty zrobiłabyś fotkę arcydzieło, a ja ? - nawet jej chyba u mnie nie zauważyłaś.
Ta jest niższa, gęściejsza i ma tendencje do pokładania.
Ta zaś jest wyższa i ma sztywniejsze, wyprostowane pędy.
Madziu, cieszę się, zadzwonię.
Gabrielu,, dziękuję , pocieszyłeś mnie, wierzę, że się przyjmą.
Też mam takie poczucie, że się w to miejsce wpasowały, tym bardziej, że są jakby przedłużeniem rabaty trawiasto kamiennej;
Młode żuraweczki są wszystkie z mojego siewu . Wiosną nie miałam ich gdzie wysadzić i całe lato trzymałam je na specjalnie dla nich skleconym stole,
żeby nie stały na ziemi, coby robactwo miało utrudniony dostęp.
Co za naiwność.
Dla opuchlaków to żadna przeszkoda.
Okazało się, że siedziały w każdej doniczce.
Kilka doniczek, z większymi żurawkami miałam wkopane w ziemi, w tych było nawet po kilkanaście larw, a do tego pod doniczkami jaja ślimaków.
Pytasz jak z nimi walczę? Czasami ręce opadają, bo to bardzo trudna wojna i nie wiem, czy do wygrania,
ale na razie się nie poddaję.
Pierwszy raz, kiedy się zorientowałam, że moje piękne, dorodne żurawki żrą opuchlaki wpadłam w rozpacz.
Zebrałam całą ściółkę z kory, wykopywałam każdą żurawkę, wybierałam larwy z korzeni i z ziemi. Centymetr po centymetrze jak kret przeryłam całą rabatę.
Następnego roku, już wczesną wiosną po wyglądzie niektórych żurawek ,zorientowałam się, że to była syzyfowa praca.
Dowiedziałam się, że istnieje jedyny skuteczny środek na opuchlaki - Larvanem. Oczywiście zakupiłam, choć nie był tani.
W maju, znów zebrałam całą ściółkę, /żeby żadna kropelka się nie zmarnowała / zastosowałam preparat, postępując zgodnie z instrukcją . Po czasie, kiedy to
dziadostwo miał trafić szlag, sprawdziłam efekt. Byłam zawiedziona. Część larw była martwa, a część miała się dobrze, niektóre już prawie
przeobrażone. Jednak z nadzieją pomyślałam sobie, że skoro część zginęła, to może jednak Larvanem działa, może temperatura ziemi była zbyt niska.
W sierpniu powtórzyłam zabieg. W międzyczasie robiłam pułapki z desek i kamieni, kilkanaście dorosłych chrząszczy udało mi się złapać.
Kolejnej wiosny okazało się niestety, że sporo żurawek straciłam bezpowrotnie.
Na szczęście wyhodowałam swoje i te posadziłam w zupełnie innym miejscu, kilka mocnych egzemplarzy zostało na starym i jakoś dają radę.
Na wszelki wypadek zrobiłam wywar z wrotycza i wszystkie solidnie podlałam. Wydawało mi się, że sytuacja choć trochę się poprawiła.
Jak się ostatnio okazało, niestety wojny ciąg dalszy nastąpi.
Na razie , to co mogłam zrobić, to wywalałam po kolei wszystkie żurawki z doniczek, wytrzepywałam do czysta ziemię i dla pewności niektóre opłukiwałam
dodatkowo w wodzie. Te, które miały korzonki powsadzałam do gruntu, te, które były całkiem obgryzione dałam do ukorzenienia
.Ziemię z doniczek rozsypywałam na folii rozłożonej na słonecznym miejscu i pastwiłam się z odpowiednim narzędziem w ręku.
Po kilku dniach, kiedy byłam pewna,
że wszystkie larwy rozgniotłam, zsypałam ziemię do wiader i będę prażyć na piecu, na ewentualną obecność larw i jajek.
Wczesną wiosną, może już nawet w marcu, zrobię wywar z wrotycza i będę lać.
Ewuniu.
Tak trochę odpoczynku trzeba, żeby się zdystansować, i żeby rośliny zdążyły się ukorzenić......... przed następnym
przesadzaniem.
Twój ogród jest już taki dojrzały i dopieszczony, że wydaje mi się nie masz już potrzeby biegania z łopatą?
U mnie kretów nie ma, a pędraków multum - szczególnie w trawniku, w kompoście też było ich pełno..
Są jeże.