Zawstydzona nieco przez Edytkę, bo jednak fakt faktem trochę przesadziłam z tym stwierdzeniem o braku pracy w ogrodzie, postanowiłam się zrehabilitować. Śniegi zeszły, przyszły deszcze, które nieco pobudziły życie w ogrodzie. Temperatury wyższe od 5 stopni trwały mgnienie oka, ale ponieważ ziemia była mocno wilgotna, postanowiłam rozrzucić obornik granulowany po rabatkach, ze szczególnym uwzględnieniem róż. Ponadto przypomniałam sobie, że mam pudło mączki bazaltowej więc i ona powinna zostać rozsypana.
I jak to zwykle bywa, od jednej zaplanowanej czynności przeszłam płynnie do zyliona kolejnych, wynikających z poprzednich. Najpierw uprzątnęłam front, ten widoczny zza ogrodzenia. Tu na placyku żwirowym przez wejściem do piwnicy poustawiałam na nowo donice, dwie puste wypełniłam ziemią i posadziłam zamówione jakiś czas temu cebule lilii. Z cebul powtykanych jesienią wychylają się tulipany i czosnki.
Powywalałam jakieś śmieci, rozmoknięte tekturowe pudełka po jakichś gratach W., część rzeczy takich jak np. łopata do odśnieżania optymistycznie i odważnie schowałam do piwnicy.
Rabata piętrowa, która powstała trzy czy cztery lata temu nie jest jakaś zjawiskowa, wszędzie musza być poustawiane przeszkody żeby Wańka nie rozjechała wszystkiego na miazgę. W kamiennym kręgu widać hostę Paradise Island
Potem przeniosłam się na terytoria za domem, gdzie chlasnęłam róże i zapomniane powojniki, Alchymista pozaplatałam nadając mu kształt powiedzmy kulisty, żeby kwiaty rozwijały sie równomiernie z każdej strony .
Wykopałam trochę sadzonek irysów i liliowców dla kolegi, który dopiero zaczyna przygodę z ogrodowaniem.
Zagrabiłam trawniki, przerzuciłam z wielkim trudem pryzmę kompostową i stwierdziłam, że już chyba więcej nie zmieści się na tym stosie i resztę badziewia W. musi zabrać.
No i tak dłubałam to tu to tam, usuwając złogi pozimowe i oglądając postępy w wegetacji.
Turzyca babkowata, która rosła na zadniej całkiem nieźle wiele lat, w tym roku prezentuje się okropnie, przetrwała w zasadzie jedna marna kępka. Ale inne turzyce całkiem OK
W miejsce zdechniętego rodka , którego wykopaliśmy z W. jakiś czas temu posadziłam azalkę z trzech stojących w doniczkach przed domem już chyba trzeci sezon. Miałam na nie jakiś pomysł, ale mi uleciał i teraz chyba je po postu wkomponuję w kwasolubną, gdzie np. Elite już pokazuje kolorek.
Rodki podlałam Magiczną Siłą, zobaczymy co to da, nigdy nie stosowałam tego nawozu. Kwasolubna prezentuje się tak
Wszystko przykurzone od bazaltu, poza tym rozleciało się drewniane obrzeże z rollbordera.
Dziś czyli w niedzielę jeszcze przesadziłam dwa umierające języczniki w miejsce, mam nadzieję, lepsze niż poprzednie.
Zimno i wietrznie, więc chyba to by było na tyle.
Jeszcze kilka fotek
reszta w następnym wpisie.