Ewuś, jakoś nie mogę sobie wyobrazić, że nie słuchają Cię filodendrony, skoro potrafisz opanować takie rośliny jak tilnadsie i oplątwy.
Nigdy nie miałam żadnego innego filodendrona, ale wiem, że one jednak są wymagające. Nie lubią za mokro, nie lubią za sucho za to lubią odpowiednio wilgotno (cokolwiek to znaczy).
Kaloryferów tez nie lubią, a zimą powinny mieć nie więcej niż 18st. Z mądrych książek wiem, że latem za ciepło też nie lubią...no i weź im tu dogódź...
Mój filuś był bardzo biedny kiedyś. Ktoś go przyniósł do naszej pracy i postawił na południowej werandzie, w malutkiej doniczusi. Jak go tam znalazłam, miał ok.30cm wzrostu, trzy maleńkie, bladozielone listeczki na cieniutkich długich ogonkach. W doniczce miał... popiół z papierosów
. Z racji tego, że nie palę, na werandę zachodziłam rzadko. Ale wtedy tak bardzo mi się go zrobiło żal...Zwłaszcza ta zawartość doniczki mnie osłabiła. Cóż ja wiedziałam o tej roślinie? Nic! Nawet nie wiedziałam jak się nazywa. Nie było wtedy wujka Gooogle, w ogóle nie było kompa
(W końcu znalazłam jego nazwę, dzięki Encyklopedii Roślin w wydaniu segregatorowym).
A on sobie u nas w domu rósł i mężniał, wypuszczał coraz więcej, coraz większych liści. Mieszkanie małe, 37mkw, dwoje dzieci, my i on. Obiecywałam mu co tydzień, że wyniosę go do kościoła, bo w mieszkaniu nie ma miejsca. Ale mąż nie oddał filusia. Gdy nam w końcu zasłonił telewizor, przenieśliśmy go do mojej mamy. Tam miał więcej miejsca, dobre serce i zrobił się jeszcze większy. I tak dożył obecnego wieku i otrzymał swoje miejsce na ziemi
Właściwie nie robię przy nim nic, po za podlewaniem. Przesadzam go jak już nie ma miejsca w donicy na korzenie powietrzne, tak co 4 lata. Zimą stoi w salonie w najdalszym kącie od okna, ale i tak zasychają mu końcówki liści. Wystarczy tylko je poodcinać na granicy zasuszenia. Chyba mu za ciepło, bo cały sezon produkuje nowe liście.