Moje hostowe zmagania, ciąg dalszy, owocny.
Drugą hostą, która od dwóch sezonów źle u mnie rośnie, jest Fragrant Dream. W 2014 roku, najpiękniejsza hosta w moim ogrodzie, w 2015 do cna została zjedzona przez ślimaki, pomimo stosowania granulek. W tym roku wyszło skarlałe coś. Wykopałam i okazało się, że ma korzenie z jakby zaślepionymi miejscami wyrastania kłów. Przesadziłam w inne miejsce, troszkę zaczęła odrastać, ale słabo. Nadal to malizna, bardziej wzrostu mysich uszek.
Dziś jedno kłącze jest troszkę większe. Wykopałam, umyłam korzenie w wodzie z gnojówką z pokrzyw, skrzypu i wrotyczu, potem opłukałam w czystej wodzie.
Oddzieliłam dwie części. Jedna to ta, która produkuje większe liście. Wygląda tak
Druga część bardziej skarlała, bez nowych przyrostów. Tu sprawa ma się tak
Dwie bulwy praktycznie bez korzeni, widoczne czarne, suche, martwe korzenie.
Po oczyszczeniu ze starych, kruchych korzeni, pod nimi znalazłam jasnopomarańczowe kuleczki. Pod naciskiem pękają jak małe skorupki. Im głębiej, tym ich więcej.
Co to?
BINGO! Jaja nicieni!!! Sprawdziłam na googlach, tak właśnie wygladają
Nie wiem czy dobrze, czy źle zrobiłam, ale całą hostę włożyłam po dokładnym opłukaniu i oczyszczeniu z powrotem do nierozcieńczonej gnojówki z pokrzyw, skrzypu i wrotyczu na ok. 15 minut. Obie części hosty wsadziłam do doniczek, a resztę gnojówki wylałam na miejsce w którym Fragrant Dream rosła.
Od wiosny na hostwisko powędrują aksamitki.
I tak się sprawa
macała