Napisałam dziś w nocy długi post z mnóstwem zdjęć, ale internet mam tak słaby, ze mi go 'wywaliło'
Para-nojo...Aniu ? czy dobrze odczytałam w kronice Twoje imię? Zdębiałam, gdy je zobaczyłam i bardzo załowałam, że nie podeszłaś, ze się nie spotkaliśmy. Cudem wyłowiłam Wojtka- gdy usłyszałam, że jest, rzuciłam widelec ( jadłam kolację) i natychmiast poszliśmy z Tomkiem by go odszukać. Dlaczego nie dawaliście znaku, że jesteście??? marzyła mi się kawa i choć krótka rozmowa z każdym forumkiem, który pojawił się w Wojsławicach!
Przy powitaniu w sali wykładowej, nie uzyłam słowa 'wykład' a spotkanie/gaweda...celowo. Nie chciałam zanudzać słuchaczy naukowymi okresleniami a raczej zaciekawić historią paproci, pokazać jakie potrafią być ciekawe. To był wstęp - o czym też wspomniałam - do tego, co mieliśmy zobaczyć na wystawie w ruinkach.
Podczas wykładu xle się poczułam, nie dochodził do mnie ani jeden haust powietrza. sala była wypełniona po brzegi a drzwi zamkniete. Tam, gdzie stałam, zrobiło się tak duszno, ze w pewnym momencie obawiałam się, iż fiknę pod ekran. Do tego, zmienił się plan - harfy musiały być wprowadzone do pomieszczeń (nagłe załamanie pogody) i Tomek Dymny, gdy opowiadałam o czasach wiktoriańskich, dał znać, że musze przyspieszyć - stąd nagłe tempo przy przerzucaniu zdjęć, o których miałam także mówić. Nie spróbowałam nawet tortu, bo w szybkim tempie musiałam wyjść na powietrze, aby nie zemdleć.
Później, podczas zwiedzania wystawy na wolnym powietrzu juz wszystko wróciło do normy i mogłam swobodnie mówić, rozmawiac ze zwiedzającymi i żartować. Refleks Marzęki i komentarz o 5 złociszach za fotkę tak mnie rozbawił, ze z trudem opanowałam śmiech.
Ekipa była cudowna, ale o szczegółach, później.Nie wiem, czy ten post uda się wysłać, więc czekam ze zdjeciami i dłuższym elaboratem, na lepszy internet.
edit: Daga doleciała i wylądowała szczęśliwie.