Dziś nic nie robiłam w ogródku,bo się włóczyłam po galeriach.
Ogrodniczych ,rzecz jasna..
Nakarmiwszy męża mego rodzonego, wiadrem grubego szczypioru siedmiolatki,jako zadośćuczynienie od kol.Żanci z fejsowych Ogrodomaniaków,że żona wyrodna zostawiła go na cały dzień na zupce z Radomia chińskiej ,mogę zabrać się za relację dzisiejszego majowego,dnia...
Wiesz,....dzwoni do mnie Żania wczoraj,i rzece- jutro Wiesia z Ogrodomaniaków przyjeżdża do Kielc ,bo mi kwiatki jakieś wykopała ze swojego ogródka i mamy się na mieście spotkać..
Jak to ? Ona specjalnie przywozi Ci te wykopki?
Yhm....odpowiada szczęśliwa Żania...
E....to trzeba kobietę jakoś ugościć...nie można tak bez niczego..
A o której ? pytam dalej ,bo mi nagła myśl wpadła do głowy..
O 10.
Matulu,tak rano? Dobra,dobra....będę u Ciebie punktualnie.
A Ty pamiętasz co znaczy punktualność?
Żanciaaaaa! Bo wezmę Tatowego!
I nastał ten dzień,który dał nam Pan,w sekundę się ubrałam tuż po pianiu kura,i pojechałam najpierw po drugą połowę
Komitetu Powitalnego na cześć koleżanki i już w komplecie odebrałyśmy Wiesię spod umówionego miejsca,które było zmieniane na szybko ze dwa razy,bo nie było jak zaparkować nie pukając nikogo i nie być pukniętym jednocześnie...
Jeeeeesssst!!!! Krzyknęłam wypychając Żanię z auta,żeby naszego gościa zgarnęła do auta.
.
Czyś Ty zgłupiała ??? Syczy mi członkini Komitetu,przeca ta babcia to pamięta początki Francuskiego Ruchu Oporu i pewnie z Napoleonem w jednej ławce w szkole siedziała,a Wiesia nasza to młoda babeczka jeszcze...
No ,może i przesadziłam w ocenie rocznika,ale trzeba to wziąć na karb moich okularów,szczególnie braku tychże, bo zostały w domu...
Gdy nareszcie ją rozpoznałysmy,nie wiedzieć czemu uciekała przed Zancią, a ja już miałam kolejny atak apopleksji ze śmiechu..
W salwach śmiechu wsadziłyśmy ją do auta,porywajac do okolicznych galerii handlowych..
Być może kol.Wiesława nie była zbyt zawchycona propozycją, ale niebawem szczery uśmiech zajaśniał na jej twarzy.
Pierwszą galerią był ogrodniczy ,rzecz jasna,tuż przy trasie na Łódź,koło Makro.
Tam ja dostałam kociokwiku i odezwał mi się brak rewitalizacji vaginy na widok powojnika alpejskiego w cenie raptem 15 zeta.
On musi być mój! Krzyknęłam ochoczo,wzbudzając lekkie zdziwienie wśród innych klientów..
Bo moje koleżanki na mój widok nie bardzo zwracały uwagę,gdyz również dziwnie sie zachowywały piszcząc z zachwytu co rusz śliniąc się..
Przypomniałam tylko,że jeszcze jedna galeria przed nami,i żeby sobie limit na karcie zostawiły..
Drugim sklepem był Euro Ogród,w którym to kol.Żanci tchu brakło na widok surfinii.
Wykupiwszy pół sklepu,upewniłyśmy się,że nie ma kamer nigdzie , przez zupełny przypadek wpadły nam w łapki fiołki o bordowych liściach,jak też jakieś skalniakowe variegata.
Mam nadzieję,że nie będzie żadnej wzmianki w regionalnej Kronice Kryminalnej o naszej wizycie..
Wystarczy,że wczoraj już Kielce i poczta sławne są.
Następnie , ocierając pot z czoła,bo przecież emocji pełno,pojechałyśmy do innej galeryji,tak rzec można kameralnej.
Tam wytargałyśmy koleusy...i tu kol.Żania zadecydowała,że robimy sobie odpoczynek od ekskursji,jedziemy na kawę do niej.
Wycałowaszy yorki i kota,opróżniwszy pęcherze,pojechałysmy zwiedzać kolejną galerię.
I tu już był zgon całej trójcy...
Cuda....po prostu cuda...a Lanosik bagażnik już wypchany po brzegi,tylna kanapa w zasadzie też i jeszcze trochę,a Wiesia będzie musiała siedzieć na kolanach u Zani.
Udało się nie zbankrutować,choć obawy przed mężami miałyśmy ,że na bank rozwody będą.
W najlepszej sytuacji była Wiesia,która mądrze poczyniła i męża do pracy wysłała....za granicę.
Ot,cwaniara!
Rzecz jasna nawiedziłyśmy Wiejskie Zarośla,które na obecna chwilę straciły z nazwy pierwszy człon,bo kosiarka nadal w rewitalizacji.
Gdy już zaliczyłyśmy wszystkie galerie i krzaki,zwiedziłyśmy pół powiatu,zaburczało nam w brzuszkach.
Pizzeria! idziemy nakarmić ciała,skoro dusze już szczęśliwe ..
A potem odwiozłyśmy kol.Wiesię do domku,gdyz ponieważ tudzież ,aczkowiek , tobołów kwiatowcyh miała ponad miarę,i wyglądała już jak baba z zojdą na plecach,co na targ woziła jaja na handel i kiełbasę wiejską.Kruchą.
Po drodze pokazałyśmy Wesi,jak mieszkają biedni mieszkańcy gminy,czyli hacjendy miejscowych burżujów,którzy się dorobili majątku na wiejskiej kruchej wlaśnie.
A gdy już dotarłyśmy z pierdzącą rurą wydechową do Wiesi ogrodu,zostałyśmy obdaroane cudnymi prezentami...
I ja na tej wycieczce byłam,kawę i wodę mineralną piłam,bo nalewki kosztować mogły tylko moje koleżanki OGRODOMANIACZKI!
P.S .
A teraz będą sceny drastyczne,proszę odsunac dzieci od komputerów.
Jamen.
Galerianki ogrodnicze....
To był cudny dzień,mimo że w ogródku nie byłam....