Jestem...
zdaje się, że ogarnęłam wątki ogrodowe, rejestrując, kto w międzyczasie na jakie zakupy się skusił...
w alfabetycznym trzymam rękę na pulsie... zatem czas najwyższy zajrzeć i do siebie, zanim usłyszę głośne tupanie...
na swe usprawiedliwienie rzeknę, że niemal zaraz po przyjeździe wskoczyłam na duże obroty z maratonem lekarskim na czele... laryngolog i alergolog z córką już odhaczeni... wczoraj z kolei ja miałam pierwsze (i chyba ostatnie) spotkanie z kardiologiem... do tego bal karnawałowy, więc grubo po północku dnia poprzedniego stawałam na wyżynach umiejętności krawieckich....
i podszywałam rękawy w bluzie dla pewnej Indianki... wcześniej nie dało rady, bo z kolei z syn przygotował prezentację spaceru po Krakowie... taa... sam by pewnie skończył nad ranem... ofkoz praca z gatunku zadanych z dnia na dzień... a jeszcze trzeba było powtórzyć ułamki przed sprawdzianem... o litości! No ale wysiłek zaowocował 6 na koncie dla syna... i jego 2 kolegów...
bo to ponoć była praca zespołowa... no tak... w istocie była!
A teraz skoro plan już jest, trzeba Kraków odwiedzić ponownie, nie inaczej...
jadąc na feryjki przejechaliśmy sobie przez centrum, podziwiając Wawel znad Wisły... takie to było ekspresowe zwiedzanie, hej!
I tak ciągle coś... nie mówiąc o praniu i prasowaniu, które po feriach mieści się w kategorii: NIE DO OGARNIĘCIA i nie wiem, kiedy zdoła ją opuścić
A na feriach pod Taterkami było... mega !!!
I jazda na nartach też jest mega... tylko pytam się, czemuż te narty takie szybkie?
Mej naturze odpowiadałyby narty... prędkościooporne... dlaczego nikt takich jeszcze takich nie wymyślił?
Marta... to ja się tu zasadzałam na dywagacje różane a Ty mi zaserwowałaś taką krótką piłkę... jak mogłaś!
No dobra... żegnajcie róże pienne!
Danusiu... dzięki, że cekołaś, szkoda, że się nie docekołaś... ale porozmawiać było fajnie... i powiem Ci jeszcze...
że być może w wakacje znowu nas zagoni pod Taterki! Taki jakiś sentyment się odezwał w duszy i tęsknota, że... chyba Karkonosze sobie odłożymy na zaś a teraz popędzimy tą naszą małoletnią trzódkę w tatrzańskie dolinki i mniejsze górecki
Majka... skoro u Ciebie pienna nie dała rady, to... nie mam więcej pytań w tej kwestii
Żanetko... i co? Kupiłaś? To z całą pewnością oryginalne rodki... 'Caroline Spring' przypomina 'Goldflimmera czy nawet bardziej 'Blattgolda'... ale o ile one mają bardziej nasycony, złoty deseń, ona kremowy... jednocześnie ma lepszą od tego drugiego mrozoodporność i siłę wzrostu... jednak podkreśla się, że część liści może wykształcać się u 'Wiosennej Karolinki' zdeformowana... zatem kto, co woli i preferuje, niespotykany kolor liści czy ich kształt
Rodek Bureau to też gratka, niespotykany w naszych ogrodach, nawet i botanicznych... tylko Wojsławice mają czysty gatunek! Bureau ma kutner na młodych liściach i gęstą wyściółkę od spodu... kwiaty kolorem się raczej nie wyróżniają, białe lub bladoróżowe... u nas w bazie mamy 'Hydon Velvet' mieszańca Bureau z jakuszimańskim... zerkałaś?
Luknęłam na Twoje czeskie zakupy rodkowe... no! no! ależ Ci buchnie kolorem na wiosnę!
Miłko... miauczące sójki? No ja takich oryginalnych nie goszczę... moje ino milczą, koncentrując się na zakładaniu plantacji dębów w obrębie mego ogródka
Nelu... ręce i nogi całe... acz po pierwszym kontakcie z butami narciarskimi zostały mi na łydce niezłe szramy... śmiało mogły posłużyć do gry w kółko i krzyżyk...
zresztą wciąż mogą...
a to nie koniec atrakcji, bo szramom towarzyszyły bąble z płynem, które przekłuwałam a one rano radośnie się odbudowywały...
i tak ze 3 dni... tylko o dziwo! nic a nic mnie to nie bolało... niemniej posłużyło za pretekst, by narty odpuścić... dopiero w ostatnie 2 dni się przemogłam i szusowałam, aczkolwiek to chyba za dużo powiedziane
Właśnie zauważyłam, że pokuszeń na forum i nakręcania się na zakupy całe mnóstwo...
a Ty jakie lilie nabyłaś? Ja się zastanawiam właśnie, czy ponowić zamówienie w lilypolu... dokładnie te same lilie, co przed rokiem: 'Nymph', 'Flashpoint' i 'Palazzo' z pominięciem białej 'Forever', bo ta okazała się mieć za szerokie płatki w stosunku do pozostałych i jakoś mi to zgrzytało...
i nie martw się, ja na liliach też się nie znam...
natomiast fragmentaryczne zaliliowienie mego ogródka podobało mi się wielce
A jakie różyczki sobie upatrzyłaś?
Efcia... połknięcie bakcyla to może w moim przypadku za dużo powiedziane... ale podobało mi się szusowanie... w swoim czytaj: wolnym tempie...
natomiast dzieciaki...
w autentycznym szoku byłam... syn po pierwszej lekcji zjeżdżał z samej góry stoku... córa niewiele później...
cóż... brak lęku i elastyczność stawów czyni różnicę
Zostawiam zachmurzony widocek na Giewont od strony stoku, hej!
Zauważyłam go w czwartym dniu pobytu