Mam na imię Tomek. Zakładam wątek, choć od kilku dni biję się z myślami, czy starczy mi na to czasu. Jednak Monika (th) tak ładnie mnie zachęcała, że chyba nie mam wyjścia.
Dopieszczam działkę o powierzchni niespełna tysiąc metrów, ale narzekam już na brak miejsca, bo ambicje są większe niż dostępna przestrzeń. Na posesji stoi jeszcze przecież dom i dwa blaszane garaże, trochę iglaków, całkiem dorodnych, trzeba je było jednak uwzględnić jako dobro zastane, posadzone przez moich Rodziców, którzy tu też mieszkają i są do nich przywiązani. Wycięcie ich nie wchodziło w grę, co najwyżej podcinanie od dołu. Powierzchni do efektywnego wykorzystania jest więc znacznie mniej. Zresztą i ja lubię iglaki, bywają ciekawym tłem, choć i przeszkodą nierzadko.
Dlaczego ogród na kółkach? Ano dlatego, że w wieku 17 lat, w wyniku wypadku pozbawiłem się części sprawności i od tamtej pory już czterdzieści wiosen turlam się przez życie na wózku, w dodatku z przetrąconym słuchem. Na szczęście łapy pozostały sprawne. Na szczęście też nie turlam się sam. Moja żona cały czas mnie dopinguje, przeczuwała słusznie, że ogród da mi sporo satysfakcji, będzie miał działanie terapeutyczne.
Fakt ten tłumaczy także schemat organizacji terenu, który w zasadzie nie jest czymś z góry zaplanowanym, wykluwał się na bieżąco przede wszystkim z myślą o tym, żebym mógł się swobodnie przemieszczać. Chodzi tu o dzielenie powierzchni na mniejsze kawałki, dostępne - o ile to możliwe - z różnych stron. Zbyt gęsty ogród czy zbyt wąskie przejścia byłyby utrudnieniem. Jest więc efektem kompromisu między przemożną chęcią stworzenia przytulnego zakątka a potrzebą zachowania mobilności.
Wrzucam teraz trochę fotek ogólnych z ostatniego, najbardziej kolorowego okresu (maj, czerwiec), aby jakoś zagaić, dać z grubsza wyobrażenie o tym, co udało się osiągnąć. A potem, nie wiem, zdam się na siłę bezwładności. Zapraszam do oglądania.