Elu u nas przymrozek był jakiś taki nieszkodliwy, bo boisko szkolne niby białe było, a w ogrodzie żadnych śladów minusowych temperatur.
Trzcinniki uwielbiam, u nas na wsi nawet zostawiliśmy w jednym miejscu tubylczy trzcinnik leśny, choć on potrafi mocno się rozrastać.
Ten na fotce dopiero w tym roku pokazał więcej masy, w ubiegłym był chudziutki i jednokwiatowy że tak powiem. Więc przebarwienia nawet nie zauważyłam.
Miłko tak, róże u mnie nie mają łatwo, ale mimo to można im pogratulować długiego okresu wegetacyjnego. Zresztą u nas ostatnie dni mimo wiatru, są bardzo cieple jak na drugą połowę listopada. 10-11 stopni.
Małgoś no to oczko to dopiero oczodół
Jak W. nie zapomni, to może dziś mi lilię wodną przywiezie. Zmieści się jedna
A nasturcje kupiłam trzy:
Nasturcja karłowa Alaska Salmon Orange (to ta najbardziej żywotna z pstrymi liścmi)
Nasturcja niska Lady Bird
Nasturcja niska Mahogany Jewel
Bardzo bardzo dziękujemy i odwzajemniamy życzenia dla ogrodu i Gospodarzy w Starej D.!
Ja się trochę utyrałam w dniu wczorajszym, ponieważ doznałam wzmożenia polegającego na gwałtownej chęci zrobienia porządków na froncie, gdzie na części pierwotnie przeznaczonej na placyk parkingowy dla samochodu W. urządził skład roślin wszelakich, skrzynek, doniczek oraz kamieni otoczaków. Kiedy w donicach jeszcze kwitły różne rzeczy, to jakoś powiedzmy było to do wytrzymania. Ale teraz zrobił się ponurawy misz-masz badyli, zeschłych liści i utensyliów ogrodniczych beztrosko porzucanych przez W. w różnych miejscach. Poza tym część krzaczków nie mogąc doczekać się miejsca w ogrodzie wyzionęła ducha np. leszczynowiec chiński.
Zabrałam się za wykopywanie z donic mieczyków, które znacznie lepiej sobie radzą w większych naczyniach, w skrzynkach owszem kwitły, ale cebul przyszłorocznych większość z nich nie wykształciła.
Potem oczyściłam te donice, które zarosły chwastami. Znalazłam przy okazji zakupione przez W. dwie róże William Baffin i Therese Bugnet, które jak sądziłam dawno pojechały do klienta. No skoro nie, to pojadą na wieś. Choć Wiliama chętnie bym gdzieś w miejskim wetknęła, bo podobno znosi półcień.
Z dwóch donic wywaliłam karpy dalii i postawiłam do obsuszenia. Tam, gdzie roślinności nie było, wywaliłam ziemię, sypnęłam drenaż i uzupełniając ziemię sadziłam wiosenne cebulki z różności ze skrzynek W., im większe tym głębiej. Ustawiłam pod bramą te donice, które mają stanowić ozdobę ogrodu na wiosnę, pozostałe ustawiłam z boku, mając nadzieję że oczekująca roślinność wreszcie znajdzie swoje miejsce na wsi lub w ogrodach klientów. Zagrabiłam żwirek, którym wysypany jest placyk, zmiotłam liście i poszłam za dom i tam także opróżniłam większość donic z daliami.
Ponieważ większość z tych donic, o ile nie wszystkie, to donice szkółkarskie, bardzo duże, z mokrą ziemią, no to imaginujcie sobie , że trochę się uszarpałam.
Po trzech godzinach zakończywszy prace zgrabieniem liści z trawników i uporządkowaniem zawartości wiaty śmietnikowej, udałam się pod prysznic.
Po dwóch godzinach przyjemnego relaksu przypomniałam sobie, że jeszcze muszę pociąć kolczaste pędy róży Aurelia Liffa, które W. porzucił na środku trawnika wykopując rzeczoną i pakując do wywózki na wieś. Przy okazji narwałam się na przerzucenie kompostu, ale kolczastych kawałków pędów nie wrzuciłam, bo Zębas tam stacjonuje od czasu do czasu, gapiąc się do ogródka sąsiadów.
Posadziłam także bardzo ostrożnie lilię martagon, którą wsadziłam do donicy z obawy przed ślimakami.
Maja edulkot mnie na szczęście uświadomiła, że w pierwszym roku po posadzeniu martagony niechętnie rosną i muszą się trochę zadomowić zanim pokażą co potrafią. Byłam bowiem bardzo rozczarowana ich mikrym wzrostem, choć cebule były bardzo ładne. Starając się nie rozwalić bryły, zapakowałam całość do dołka.
Dziś jeszcze przesadziłam róże tzn. przesadziłam na różankę marniejącą Lacre, która już w tym roku wcale nie zakwitła, tamże przesadziłam Astrid Gräfin von Hardenberg, bo na dotychczasowym stanowisku kwiaty miała zwykle usmażone na słońcu. Do nich dosadziłam mój prezent urodzinowy czyli peonię Lois' Choice. Podlałam solidnie, wyzrębkowałam.
Na koniec na miejsce Grafini wsadziłam także marniejącą Louis Odier, która najwyraźniej nie radziła sobie z korzeniami żywotników od sąsiada. Tu mam wątpliwości, czy coś z niej będzie, ale spróbować nie zaszkodzi.
Zostały mi jeszcze dwie donice z daliami do opróżnienia...
Ostatni kwiat Jude the Obscure
Brąz hortensji
Hakonechloa niezależnie od odmiany przebarwiła się identycznie
No i takie widoczki. Ogrodu jesienią nie sprzątam, wszystkie badyle zostają. Zgrabiam tylko liście z trawnika.
Tu część dalii czeka na zimową kwaterę
I nastroszony kompostownik