Dziewczyny jeśli chodzi o kwitnienie róż i innych chabazi w ogrodzie to kiedyś miałem dostęp do obornika bydlęcego i starałem się co roku jesienią dokarmiać.
Niestety źródełko tego cennego składnika w ostatnich latach wyschło, a do tego ogród dojrzewa i ma coraz mniej słońca. Chcąc więc nieco pomóc roślinom w zeszłym roku sypnąłem trochę azofoski i ... efekt jest widoczny.
Dodatkowo nasz ogród działa jak lokalne wysypisko biomasy. Zbieramy od sąsiadów (bliskich i dalekich) wszelkie pozostałości roślinne - skoszoną trawę, gałęzie, zrębki.
Rok temu jeden z sąsiadów dał nam nawet całą pryzmę swojego wieloletniego kompostu bo stwierdził że ma go już za dużo i nie wie co z nim zrobić
Wszystko to rozkładamy na rabatach więc rośliny nie mają wyjścia i muszą rosnąć
Z różami mam jednak inny problem, który nie bardzo na razie wiem jak rozwiązać. U podstawy krzewów mrówki budują gniazda i potrafią zasypać swoim mrowiskiem rośliny na kilkanaście centymetrów.
Wynoszą materiał ze strefy korzeniowej osłabiając róże, które nie tylko podsychają ale jeszcze łatwo się wyłamują. Ilość mrowisk osiągnęła już poziom plagi
Miłko zimuje ale nie powiem że bezproblemowo. Po jednej z pierwszych zim w ogrodzie prawie wypadła ale teraz od paru lat sobie radzi. Niestety siewek nie zauważyłem więc chyba samosiewu nie daje. Trzeba by zrobić sadzonkę.
Kolejna porcja zeszłorocznych wspomnień. Dotarliśmy do początku lipca. Był to okres ciągłej suszy więc trawnik coraz mocniej wypalony. Na rabaty jednak lejemy wodę więc jest kwitnąco i radośnie.