Podobno tatrzańskie misie już się wybudziły ze snu zimowego, pora więc żeby i kudowski niedżwiedż wylazł z gawry.Szybko więc coś skrobnę i lecę ogrodować.W ogrodzie nic nie zrobiłem.Mimo tego, że słoneczko operuje dość intensywnie nie jest za ciepło.Ciągle wieje zimny wiatr, a Mój kręgosłup domaga sie remontu.Jest jedna rzecz, którą zrobiłem,a mianowicie wsadziłem do ziemi drzewko, które robiło za choinkę.Teraz już nie nazywa się choinka tylko świerk.To już chyba piąte drzewko.Trochę wiosny Wam pokażę.Jakoś w tym roku wszystko jest trochę póżniej w porównaniu do ogrodów innych forumowiczów.Trochę Mnie to dziwi, bo ostatnie lata startowałem prawie równo z Wami.W tym roku wszystko wróciło do normy i jest ten dwutygodniowy pośliżg jak to było dawniej.Nawsadzałem jesienią sporo cebulowych , powiększająj rabatkę cebulową.Wydawało mi się, ze powykopywałem z innych części ogrodu wszystkie cebulki.Teraz jak patrzę na to co wyłazi z ziem widzę, ze nie do końca.Na Powiatowej jest pełno różności.W sumie juz nie mogę się doczekać tych kwitnących łanów.Co do Moich zakupów to pierwszą i jedyną dostawą są nasiona z Florexpolu.Kupuje tam od lat i jestem zadowolony.Część nasion jest już wysianych do skrzynek i już zaczęły wschodzić.Trochę nasion kupiłem w Moim ogrodniczym, który jest w tym roku dobrze zaopatrzony.Ze zdziwieniem zobaczyłem tam min. 4 odmiany kosmosów czy też mak"Danish Flag" , który dostałem z FL.W LM kupiłem 3 wiechowate w kapersach.Coś tam jeszcze w Lidlu.Zamówione mam też 10 floksów w większości maluchów z serii Flame.W Jednym ze sklepów internetowych widziałem fajną piwonię drzewiastą "Canary Brillant". Pomyślałem sobie , że będzie towarzystwo dla Mojej królowej i wrzuciłem do koszyka.Przy okazji dwie inne piwonie, dwie dalie i trochę leliji, oraz ismenę i cebulice peruwiańską.Mam nadzieję że nie dostanę jakiegos badziewia.
Teraz grzecznie odpowiem na Wsze posty :
Pawle Witaj.Cieszę się, że do Mnie zajrzałeś.Jak widzisz po Moim wątku o rojnikach w nim niewiele.Posadzone w złym miejscu, pozostawione samym sobie rosną sobie.
Ja trochę ewaulowałem w innym kierunku.Jestem dużym chłopakiem i wolę większe rzeczy.
Pociu Zapraszam Do Zielonej Doliny.Na pewno spodoba się Tobie.Jeżeli chodzi o Czechy to jakiś czas temu interesowałem się tematyką zakupów roślinnych.Szukałem w internecie, rozglądałem się po okolicy w czasie Naszych rodzinnych wyjazdów.Interesowało Mnie w zasadzie całe sąsiednie województwo.Bardzo sie rozczarowałem, bo nic ciekawego nie znalazłem.Wrzuciłem w Google hasło 'zahradni centrum Nachod" i wyświetliła Mi się kwiaciarnia w centrum miasta.Rozgladałem się tez po wiekszych hipermarketach.Tam jest trochę sprzętu , hnoiwa jakięś nasiona.Roślin raczej niewiele.Kiedyś w jakims miateczku pod kwiaciarnią widziałem pieknie kwitnące floksy, ale te ceny
Jest duzo sklepów i szkółek,ale to głównie w okolicach Pragi.Kąśka Kryzysowa sprowadza irysy z Hradca, ale nie mam namiarów.
Miłeczko Cebulowe ładnie wyłażą.Coś tam pewnie wymodzę na konkurs.
Żanetko Zapraszam.Chętnie posłużę za przewodnika.Widzę ,że szalejesz z floksami.U Ciebie to już chyba będzie Wojewódzka
Beatko Naprawdę zdolna z Ciebie kobita
Inka
Majeczko Moje floksy nie łapią mączniaka.To pewnie dzię ki częstym podmuchom wiatru.Gdyby jeszcze nie było tak sucho.
Ewciu Ja romantyk, chyba raczej reunatyk
O floksach chyba już napisałem u Ciebie.
Danusiu W końcu mieszkam w mieście znanym z Festiwalu Moniuszkowskiego.Na tych płotkach pewnie jest jakaś melodia np "Prząśniczka" ,Którą bys pięknie zaśpiewała.Ja też planuje trochę zmian.Pewnie znowu zagospodaruję nowy kawałek.Na razie planuję przeprowadzkę różom.Żanetce kibicuję.Ciekawe skąd ona złapała tego floksowego bakcyla
Dorotko Ach te koncepcje.Coś tam wymyślam.Szału nie będzie.Muszę się troche liczyć z finansami, bo Młoda chce studiować.
Verciu To jest watek nie tylko ogrodowy, ale i pokojowy.Prosze wiec nie uzywac przemocy wobec szefowej
Trochę wiosny.Ranniki się specjalnie nie rozrosły i już przekwitają.
Krokusów sporo, tylko, że wszystkie w jednym kolorze.
Przebiśniegi maja sie dobrze.Śnieżyczki przyniesione z lasu nie przyjęły sie
Moje ciemierniki dopiero na etapie pąków
Kr ólowa zapączyła.Znowu będzie pieknie
Legenda tym razem tak pod Zlot
Dziadowie naszych dziadów nie pamiętają czasów, w których wydarzenia te miały miejsce. Na jednym ze szczytów Gór Świętokrzyskich zwanym przez okoliczną ludność Łyścem spotykały się czarownice. Za dnia wyglądające jak zwykłe chłopki, wieczorami przemieniały się w rozczochrane straszydła. Zlatywały się tu na miotłach, na łopatach - wszystko w zasadzie dzięki ich czarom nadawało się do latania. Wystarczyło, by czarownica siadła na miotle i wypowiedziała słowa:
"las nie las, wieś nie wieś, ty mnie tam, miotło nieś"
i już miotła podrywała się i niosła czarownicę na szczyt góry. A tam do spółki z pozostałymi wiedźmami odprawiały tajemne gusła, czary i bawiły się tańcząc z biesami po świt. Wtedy to pienie kura kończyło sabat czarownic. Podobnie też po wielu latach działać zaczął na czarownice dzwon ufundowanego na górze klasztoru, o którego powstaniu krąży miejscowa legenda. Rzecz jasna wiedźmom się takie sąsiedztwo nie podobało i z diabłami będąc w spółce uradziły, że najlepiej klasztor będzie zniszczyć. Którejś nocy czarty wyrwały jedną ze skał otaczjących Jaskinię Piekło pod obecnymi Gałęzicami i niosąc go na swoich czarcich grzbietach pofrunęły między chmurami w stronę klasztoru z zamiarem zrzucenia głazu na świętą budowlę. Jednak przeceniły swoje siły diabły i ostatkiem sił z głazem wylądowały na Górze Klonówce. Dalej już nie dały rady głazu dotaszczyć i został on tam po dziś dzień - obrastając trawą i krzewami.
Jednak czarownice nie dawały za wygraną. Kolejny sabat kończyło bicie klasztornych dzwonów i rozeźlone tymi dźwiękami wyjąc pognały do diabłów po pomoc. Tym razem już kilka mniejszych głazów miało spaść na klasztor. Rozpostarły diabły wielką płachtę i naukładały na niej pomniejsze skały i z takim ładunkiem wzbiły się w powietrze. Jednak układanie skał zajęło im więcej czasu niż się czarownice spodziewały i będące już niedaleko wzgórza czarty na tle jaśniejącego świtem nieba wypatrzył klasztorny kur, który czym prędzej zapiał, a obudzony tym pianiem zaspany zakonnik myśląc, że czas na mszę poranną uderzył w dzwony. Tego dźwięku wysłannicy piekieł znieść nie mogli i czym prędzej zaczęli zatykać uszy, a płachta z głazami spadła szczęśliwie dla zakonników na zbocze góry. Głazy roztrzaskały się powalając i zasypując drzewa. Ludzie widząc taki gołe od boru, czyli gęstego lasu miejsce zaczęli zwać je Gołoborzem. I do dziś nic z między głazów nie wyrosło upamiętniając czarcią porażkę. A czarownice? Widząc, że nie dadzą rady zniszczyć klasztoru wyniosły się z Łyśca i krążyć zaczęły po okolicy zapuszczając się nawet w najodleglesze zakątki królestwa. Stąd do dziś w wielu miejscach Polski słychać opowieści o czarownicach zlatujących się na niejedną górę na sabat.