Zanetko dziękuję
dalie kwitną chociaż łodygi kwiatowe są już kruche,do tego deszcze zrobiły swoje ale starczyło 7 dni bez deszczu aby znów na swoje mozliwości pokazac jak potrafią być wdzięczne za pogodę.
Niestety jesień i końcówka lata okropna,ostatni tydzień był tak pracowitym tygodniem aby zdążyć przed kolejnym załamaniem pogody.
Wszystko co piękne szybko się kończy,Pan Bóg dał nam dwa dni lazurowego nieba w górach,były to najpiękniejsze dwa dni Babiego Lata,jak zwykle uchwyciłam w kadrze odlatujące gęsi,ich krzyk unosił się górami a byłam w tedy w moim ukochanym miejscu Brożki w lesie biegłam jak szalona przez las aby się z nimi pożegnać
i udało się.
Danusiu bo hortensje polubily mój ogród i zadomowiły sie na stała,więcej nie mam w planach ich dokupować niech sie pięknie rozrastają.
Miłko taką mamy kapryśną pogodę ale jest powiedzenie co się odwlecze to nie uciecze więc czekamy
Wiesz dobrze że o dalie trzeba dbać,dałam kilka karp dali bratowej i chociaż maja przyjaźniejszy tam klimat,to marniutko wygladaja nie nawożone i bez podpór,wiatr je połamal.
We czwartek pojechałam w czesną pora do mamy,pomóż jej wykopać ziemniaki o 6.10 zawitałam
dla mamy było to zdziwienie i dla innych domowników
ale o 7 byłyśmy juz na polu z koszykami,motykami i workami na ziemniaki.
Ziemia była przelana wszystko lepiło się do motyki,ziemniaki ładne ale zjedzone przez wielkie nornice, jedną nawet wykopałam i niestety nie darowałam jej tego dostała unicestwiona.
O 12 poszłyśmy na obiad,ja zaraz poszłam na pole po wyrywać trawę z rządków.
Do 17 kopałysmy,szybko umyłam się i pojechałam do domu.
Mąż zrobił porządki w ogrodzie,pochował,ławki,wiatrak nawiózł kompostu do warzywnika i przykopał sztychówka.
Ja na drugi dzień wyrwałam,marchewkę,pietruszkę i dokończylam rabatę.
W niedzielę i wczoraj wreszcie na dwa dni zrobiła się piękna pogoda jaką lubię błękitne niebo.
Od tygodnia planowałam ten wypad i udało się.
Wieczoram,spakowałam nie zbędne rzeczy,ubranie zimowe bo w Tatrach śnieg o 3 pobudka pietnaście minut poźniej wyjazd,jak zwykle od Orawy mgła że drogi nie bylo widać.
O 4.25 dojechaliśmy do celu do Gronika za dolina Kościeliskowa,naszym kierunkiem byly Czerwone Wierchy,Szlak według informacji dla przeciętnego człowieka ma trwac 3.40 my dzieki Bogu mamy kondycję i w ciągu 2h i 20 minut dotarlismy do celu.Ktoś sie spyta jak mozna chodzic nocą,my z męzem to pokochaliśmy nie ma zgiełku,jest cisza która przenika aż do duszy w tedy czuję bliskośc z tymi których nie ma,nic mnie nie rozprasza myślę o tych którzy zginęli w górach i idą ze mna na szlak.Jak kiedyś byli szczesliwi i juz ich nie ma.
Szlak wiedzie przez las,polanę gdzie od czasu do czasu w powietrzu unosi sie zapach może niedźwiedzia,słychać ryczenie jeleni.Po dwóch godzinach marszu pod góre,bez odpoczynku nogi potykają się o kamienie,brakuje sil ale wreszcie dochodzimy do przęłęczy Kondrackiej a tam,najpięknieszy widok jaki mogliśmy sobie wymarzyć.
Dalej idziemy na Kope Kondracką,mąż przodem a ja nie mogę sie nacieszyć widokami.
Spoglądam,na wierzchołek Babiej Góry wynurzającej się z chmur
Takie przeżycia i widoki dają mi siłe na kolejne pochmurne dni,dodam tylko ze na szczycie wiało i było bardzo zimno.
Napiliśmy sie goracej herbatki i posilili.
Na koniec sezonu popasłam sobie 36sztuk kozic.
Czerwone Wierchy
W sobotę byłam jeszcze na grzybkach z Pieskami.
W niedzielę z puszkiem bo Pusia była już wykąpana,syn najstarszy zrobił i upiekł szarlotkę,palce lizać .