No dobra.Jedziemy dalej,O ogrodzie będzie tym razem niewiele.Poświęcam mu trochę czasu.Niestety nie tyle ile bym chciał.Walczę z ostatnimi chwastami, coś tam przesadzam, coś wycinam. W sumie szału nie ma .Fotek raczej nie bedzie.No może tylko jedna .To budynek, w którym mieszka.W międzyczasie liście opadły, a Ja latam w miotłą i workiem.
Za to sezon grzybowy wspaniały .Nadrabiam zaległości z poprzednich lat.Bo wczesniej raczej z grzybami u Nas było cieńko.Ja całe Moje dzieciństwo spędziłem pod lasem i grzyby to jedna z Moich pasji.U Nas nie jest jednak takie proste bo najwięcej grzybów rosnie na najbardziej stromych stokach.Mam takie swoje miejsce na pograniczu Parku Narodowego i kilka koszyków stamtąd wytargałem.Zobaczcie sami.
Najpierw bardzo strome podejście, potem piękny płaskowyż.Tylko szum drzew, krzyki sójek i gdzies w oddali ryki jeleni.Tylko raz spotkałem tam innego grzybiarza.
Za to spotkałem takiego zwierza.
o spotkanie z Olusią przeczytacie w Jej wątku
Kto była w Pieninach pewnie zna to miejsce -wąwóz Homole.
W Moich Górkach je wzgórze o tej nazwie.Na nim wznoszą sie ruiny starego zamku.
O tym miejscu dzisiejsza legenda.
Zamkiem Homole władał kiedyś zasłużony rycerz, który miał piękną i młodą żonę. Pewnego razu odwiedził go inny rycerz, z którym często razem polowali. Młodzieniec zakochał się w żonie swego druha od pierwszego wejrzenia, w dodatku z wzajemnością.
Pewnego jesiennego wieczoru rycerze raczyli się pitnym miodem. Nagle do sali wpadł podmuch wiatru i strącił wiszący na ścianie sztylet. Gdy blask księżyca padł na ostrze, serca kochanków przepełniła wizja zbrodni, która pozwoliłaby na swobodne przebywanie ze sobą. Kobieta podniosła sztylet i wbiła go w pierś męża.
Wkrótce odbył się ślub kochanków, jednak małżeństwo nie było szczęśliwe. Dręczeni wyrzutami sumienia, trwonili majątek starego rycerza na uczty i zabawy. Pewnej nocy młody rycerz, mając dość małżeństwa, wbił sztylet w pierś swej pięknej małżonki. Później sam jeszcze bardziej pogrążył się w rozpaczy i zaczął napadać na przejeżdżających pobliskim traktem kupców, biorąc w niewolę ich żony i córki. W taki sposób zamek Homole stał się siedzibą rozbójników.
Podobno dwa razy w roku, w rocznice obu zabójstw o północy można zobaczyć piękną kobietę w bieli, kroczącą ku ruinom zamku.
Minęło sto lat. Pewnej nocy ubogi drwal poszedł do lasu szukać pożywienia dla swej rodziny i natknął się na białą zjawę. Piękność zaczęła go błagać, aby ulitował się nad nią i zdjął z niej czar. Można było tego dokonać tylko raz na sto lat, przez siedem dni, a termin mijał już za dwa dni.
- Aby mnie odczarować, przyjdź jutro w to samo miejsce - powiedziała zjawa. - Pojawię się pod postacią ohydnej żmii z pękiem kluczy w pysku. Nie obawiaj się jednak, gdyż nie spotka cię żadna krzywda. Musisz tylko zabić żmiję i odebrać klucze, a czar pryśnie.
Drwal nazajutrz wrócił w to samo miejsce, jednak przestraszył się sunącej w jego stronę żmii i uciekł.
Minęło kolejne sto lat i znalazł się śmiałek, który sztyletem zabił żmiję i zabrał jej klucze. Ciało gada rozsypało się w proch i uleciał z niego biały gołąb. Dusza nieszczęśliwej kobiety w końcu była wolna.
Dzięki kluczom śmiałek otworzył podziemia homolskiego zamku, gdzie znalazł bajeczne skarby. Zabrał ze sobą tyle, ile był w stanie unieść i obiecał sobie, że później wróci po resztę. Zgubił jednak klucze i nigdy nie udało mu się odnaleźć drogi do podziemi.
Jednak skarby zamku Homole nie są stracone. Podobno w pobliskim lesie leży porzucony sztylet, którym zabici zostali małżonkowie. Gdy zostanie odnaleziony, przemieni się w klucz i otworzy szczęśliwcowi drogę do zamkowego skarbca.
No to jeszcze jedna legenda
Powiadali u nas o tej Homoli, że tam siedział taki rycerz, co wszystkich napadał, a najbardziej kupców, jak jechali do Kłodzka na zakupy. Jechali furą do dom a on ich napadał, fury zabierał i mordował.
Kiedyś mu oznajmili pachołkowie, że od Kłodzka ciągną fury. Pospiesznie wsiedli na konie i napadli ich. Ludzi wszystkich zabili a wozy zaciągnęli na Homolę. Zaraz, jak z tym przyjechali przed Homolę, przed zamek, naraz wyskoczyły z tych złupionych wozów diabły, same czarne, i wybiły na tej Homoli wszystko co tylko tam było żywe. Tylko sam pan został. A one jeszcze i jego szykowały się zabić.
Aż tu wybiła północ i nagle diabły straciły moc. Tak się rozzłościły, że nagle jak coś nie rąbnie i ta cała Homola zapadła się razem z rycerzem. Jedyna pamiątka po Homoli, że tam kiedyś jakiś zamek stał, to została tylko taka wieża. I do dziś dnia tam stoi, taka ruina.