Marta, szkoda Twojego wawrzynka, pewnie pękł do korzenia.
Tak, jak i
Nela sądziłam, że został przycięty i przeżył.
Wiesz, niewykluczone, że mogłyśmy go kupić przed laty w Daglezji.
To jeden z piękniej i mocno pachnących krzewów (kwitnący na fotce niżej),
postawiłabym go w jednym szeregu z bzami, jaśminowcami, liliami
.
Edytka, ja także jednego wawrzynka jesienią przesadziłam i trochę się o niego martwię,
mam nadzieję, że przetrzyma moje błędy z wyborem miejscówki.
Ten też nie jest dobrze usytuowany jak na swoje rozmiary, zbyt blisko brzegu rabaty, no i niestety ścieżki.
Stąd to cięcie coroczne które jak widać, dotąd mu nie zaszkodziło.
Miał to szczęście, że od początku rośnie w tym samym miejscu, więc może trzeba posadzić i dać im spokój???
Danusiu, kukaj na swojego wawrzynka i tyle, niech spokojnie rośnie, czasu mu trzeba.
Fioletowe marcinki podobały mi się także i teraz mam trzy
.
Ten, który wpadł Ci w oko, ma faktycznie wielkie kwiaty,
ale pokażę też inne, żeby Ci w głowie pomącić
I jeszcze z bliska dla porównania kwiatków, bo kolor to niekoniecznie prawdziwy:
Ten drugi ma lekko podkręcone płatki a ten ostatni najciemniejszy.
Chyba da się coś uszczknąć, bo już drugą jesień u mnie kwitną,
ale to są (wysokie) astry nowoangielskie, więc tak szeroko się nie rozrastają jak nowobelgijskie, przynajmniej na razie
.
Jakby co to mam też taki ciemny niziutki, ale niestety nie jest to ciemny fiolet.
Ewo, śmiałam się z tej swojej dekoracji, a konkretnie z tej pomarańczy (wł. Calamndino),
Bo nie jestem pewna, jak niskie temperatury zniesie, a mogę zapomnieć zabrać w chłodną noc,
jak to zrobiłam z zaszczepionymi koleusami i zostały mi dwa z kolekcji
.
Ostatecznie pomarańcza jest w domu, dynie zjedzone
, na tarasie zostały wiechy trawy, szyszki i kasztany.
Mówiłam o badziewnej rabacie, bo nawet jej już latem nie pieliłam (oprócz brzegów),
taka była wysuszona, zarośnięta podagrycznikiem i barwinkiem.
Rosły na niej liliowce, które ledwie kwitły i kilka rachitycznych róż z towarzystwem.
Jesienią została całkowicie przekopana, nawieziona kompostem i nawilżona solidnie.
Mam nadzieję, że to poprawi jej stan i moją (samo)ocenę
.
Żaneta, sama wiesz, że człowiek ciągle coś by zmieniał, a jak rabaty duże, to i sił więcej trzeba.
Jesień długa tego roku, pogoda była dotąd ładna, więc i w ogrodzie jakoś weselej.
Szkoda tylko, że kilka tygodni temu przeszła wichura i pozrywała kolorowe liście, klon Red Sunset nie zdążył się nawet całkowicie wybarwić, albo ja nie zdążyłam na widowisko, nie było mnie w domu kilka dni i gdy wróciłam, stał już prawie goły.
Pochowałam już doniczkowce, posadziłam cebulowe, wczoraj posadziłam otrzymane od koleżanki cztery dorodne, piękne, dwuletnie sadzonki porzeczki czarnej odmiany Polben (zachwycałam się nimi latem a że skracali rzędy plantacji pod kombajn, więc mój zysk
).
Jeśli pogoda pozwoli, to rozwiozę jeszcze resztę kompostu na warzywnik i niech ogród czeka do wiosny.
Ja i tak zaczęłam sezon robótek ręcznych.
To dzisiejsza fotka, widać jeszcze nieco koloru w ogrodzie a trawnik zieloniutki jak w maju.
Teraz pada deszcz ze śniegiem, zobaczymy co przyniesie jutro.