Pokrótce co u mnie... hmm...
prawdę powiedziawszy, to...
... płaczę sobie... nad 'Peterem Alanem' i jego uszkodzonymi listkami...
i nie pozwala mi to się cieszyć ani z sukcesu
wątku o >> myszach i myszowatych <<, który puściłam w końcu do obiegu... ani z pierwszych podmuchów wiosny, jakie łapałam w tym tygodniu na swej twarzy... nic mnie nie cieszy... nic, nic, nic
Więcej zdjęć
w stosownym wątku
Tu nie będę się i Was katować...
wolę powspominać, jaki 'Peter Alan' potrafi być cudowny
Tak kwitł w ubiegłym sezonie... mimo uszkodzeń... wszystkie zdjęcia z
1.06
Skoro zaś tak kwitł, to trudno mi uwierzyć, że to, co go w zeszłą i w obecną zimę spotkało, to uszkodzenia mrozowe... zatem słoneczne? No to też trzeba mieć cholernego pecha, by przypalić się w cieniu... jeśli już, to podejrzewam wiązkę promieni słonecznych odbitą w szybie u sąsiadów z pierwszego piętra w moim bloku... taka moja teoria, bo innych pomysłów brak...
i się stało... liście z czasem usunę... ale co dalej? To taka doskonale skomponowana - mym skromnym zdaniem - miejscówka... wszystko mi tu gra i się uzupełnia... a wysoki 'Peter Alan' to tej kompozycji klucz... i co? Zostawić i ryzykować trzecie zimowe przypalenie i kompletne wyłysienie z liści? Zabrać, ale gdzie? I co zasadzić w zamian? Głowa mnie od tych rozmyślań boli... a tak mnie cieszyła ta część ogródka, tak cieszyła... i tak podobała się we wrześniu po paru przesunięciach korekcyjnych... wiosną planowałam jedynie poszerzyć rabatę obok, od strony borówek... tak by się zmieściło myszowisko a teraz
i zgrzytanie zębów
Poza
i rozmyślaniem o pechu... to jeszcze przycięłam hortensje u siebie i przed blokiem oraz winobluszcz... tyle.
A nie... jeszcze zdjęłam okrycia z igliwia z paproci, by mogły oddychać... ale jutro, skoro ma mrozić w weekend, pewnie je znowu pod nimi zakopię.
No i korzystając z uprzejmości Poll... zamówiłam myszy... całkiem sporo myszy... ale chwilowo rozmyślanie o nich też mnie nie cieszy.
Wybaczycie, jeśli jakiś czas się nie poodzywam?
A i kawa... dla mnie zasilanie ogródka kawą... podobnie jak i skórkami od banana... to już tak oczywista oczywistość, że zapominam o tym wspominać...
kawa ląduje i pod rodkami i azalkami, i pod hortensjami, i pod borówkami... a jak jest mróz, to ląduje po prostu w wiaderku na tarasie i czeka na odpowiednią porę roku... nowe myszowisko też jej dostanie stosowną porcję