Gosiu, ze wsadzaniem miałam dokładnie tak samo. Dlatego zaczęłam oznaczać miejsca, bo jak nadziewałam coś na łopatkę, to czułam się jakbym wbijała sobie nóż w rękę
.
Dlaczego te „fajne” miejsca są zawsze te same?
Prawdę jednak mówiąc na wiosnę to wyrywna do pielenia nie jestem. Mówię sobie, że boję się coś wyrwać.
No, nabyłam dziś drogą kupna narządko do ściągania zdjęć z pamięci aparatu, to zaprezentuję wam jak 28 grudnia było w moim ogródku. Oczywiście to bardzo wybrane fragmenty. Ostatnie zdjęcia z tamtego roku.
Mówiłam wam jak moja śnieżyca letnia się za wcześnie obudziła. No patrzcie co wyprawia.
Moje zimowity wyglądają teraz tak:
to odmianowy (chyba Giant), ale tak dawno robiłam zdjęcia, że nie pamiętam.
Te zimowity natomiast dostałam od koleżanki w tamtym roku, bo jej się niemiłosiernie rozrastają.
Chciałam żebyście zobaczyli wcześniej pokazywany pierwiosnek frondosa (całkiem wyciągnięty, z korzonkami na wierzchu, przez Sami Wiecie Kogo), który pieczołowicie wetknęłam z powrotem w ziemię.
Może jednak jeszcze coś z niego będzie.
Tutaj mój wielki fan (przeżył jako pierwszy pierwiosnek omszony u mnie już 3. sezon). Chciał się jeszcze zaprezentować ale nie do końca mu wyszło.
Nawet pierwiosnek bezłodygowy zaczął się budzić do życia.
Na koniec to same perełeczki.
Proszę jak wygląda u mnie ziarnopłon. Najwyraźniej kalendarz mu się poprzestawiał
.
Ostatnią perełką jest ciemiernik tybetański. Tylko zastanawiam się czy już nie był zakąską, bo tak jakby z lewej strony kła nie było widać.
Po zrobieniu zdjęć okryłam go patyczkami i liśćmi.