Hi, hi, dziewczyny... leczenia kury musiałam spróbować, bo co ja bym tym ludziom powiedziała?
Kiedy w Suwałkach skończyła się zima, czyli w maju
pojechałam na środowy jarmark rolniczy i zakupiłam 10 młodych kurek: 5 czerwonych i 5 kolorowych. Większość z nich to rasa Rosa, nawet te czarne
Rasy ozdobne jakoś do mnie nie przemawiają.
Razem z M. skonstruowaliśmy tymczasowy kurnik i zaczęła się zabawa z obserwowaniem, dokarmianiem - no i czekaniem na jakieś jaja
Najpierw okazało się, że stado, jak to stado, musi ustalić hierarchię. Przywódczyniami zostały czerwone kury, a ofiarą biała
Ile czasu zajęło mi kontrolowanie ich, chronienie białej, rozmowy z czerwonymi to tylko ja wiem
Chyba po tygodniu pojawiło się pierwsze jajko od czerwonej kury
MOJE pierwsze jajko
Cieszyłam się, jak dziecko
I tak już było co dzień.
Chyba po tygodniu, rano przed pracą, znalazłam martwą czerwoną kurę
Niewiele myśląc, włożyłam ją do torby i zaniosłam do lasu, żeby chociaż lis mógł się nią pożywić. W pracy rozmawiałam tego dnia tylko o kurach. Koleżanka z kilkuletnim doświadczeniem podpowiedziała, że powodem upadku kury (tak to się fachowo nazywa) mógł być właśnie niefortunny zeskok z grzędy, który spowodował rozbicie się jajka wewnątrz niej i w efekcie infekcję. Albo inna choroba. Nie daj Boże zakaźna.
Czas pokazał, że padła jedyna nioska, bo jajek już więcej nie było, a więc teoria z pobitym jajkiem i infekcją była wysoce prawdopodobna.
Postanowiłam dokupić kurom koguta. Kiedy z nim wracałam samochodem z innej wsi do mojej, mój samochód został dość skutecznie nieprzepisowo "zatrzymany" przez jakiegoś gapę
Wkrótce okazało się, że była to moja ostatnia wyprawa rolniczą toyotą
Uczynny sąsiad wezwał firmę zajmującą się takimi sprawami, dostałam na czas nieokreślony zajebisty samochód zastępczy
i przez 2 tygodnie nie byłam niczyim kierowcą, zdolnym do przewiezienia wszystkiego swoim pojemnym i i tak już usyfionym samochodem
Co za piękny czas
Ale nic nie trwa wiecznie. Limuzynę oddałam, kupiłam sobie mini vana, w którym na stojąco mogę przewieźć rower
Kury potrzebowały coraz więcej zielonego, wiec na dzień powiększałam im areał, dogradzając im cieniówką od host kilkanaście metrów. Na noc były już w metalowym, bezpiecznym ogrodzeniu. Raz zostawiłam kury na noc w tej dużej zagrodzie i rano znalazłam 3 kury martwe a koguta i chyba jeszcze jednej kury już nie było. Nie wiem, jakie zwierzę to zrobiło. I nie chcę wiedzieć...
Natychmiast przenieśliśmy kurnik w pobliże psiego kojca
Pojechałam na jarmark po nowego koguta. Wzięłam największego zamorka, jarzębatego. Kury go dziobały, przeganiały, bo był od nich mniejszy i dziwny
Pomyślałam, że normalny człowiek kupiłby najpiękniejszego, zdrowego, zadziornego ptaka... no ale to nie ja
Jednak kogutek odwdzięczył mi się z całego serca
Po pewnym czasie nabrał ciałka, wypiękniał
Dzielnie ćwiczył pianie i wkrótce budziło mnie o 4 rano dźwięczne i piękne Ku-ku-ryy-kuuuuuuu. Potrafił tak 20 i kilka razy pod rząd.
Obudzona, marzyłam, że może to już ostatni raz, a on dalej piał
Miałam wtedy jeszcze niezaizolowane ściany i dźwięk niósł się przez cegły bez przeszkód
Trwał remont, ale ja już mieszkałam w domu
Tapczanik czasem stał w pokoju, czasem w łazience, ale nie miało to dla mnie żadnego znaczenia