Miłko, raz kiedyś zrobiłam różom nie dość, że porządne kopce, to jeszcze je opatuliłam
Wiosną wszystko było czarne i spleśniałe
Od tej pory się nie wygłupiam!
Choć też nie dam głowy, że nie sypnęłam im troszkę przekompostowanej koro-trociny, kiedy zostało mi tego materiału po sezonie. Nie pamiętam, bo to dla mnie nieważne szczegóły. Pewnie czasem robię je automatycznie.
Wiesiu, Iwonko, kotów nie ma, domku dla nich też nie... Chętnych na koty było więcej niż zwierzątek, więc, po znajomości, przesunęłam się na koniec kolejki. Trochę żal, ale pocieszam się, że te złapane najszybciej były być może najsłabsze, więc niech mają ciepłe domy.
"Moje" żyją jeszcze na wolności, na mrozie i śniegu. Wkrótce zostaną odłowione, otoczone opieką lekarską, a potem oddane do adopcji.
Albo na nie poczekam, albo wezmę rodzinkę spod balkonu koleżanki. Pomyślę chwilę nad tym...
Czarny poniedziałek za mną...
Wtorek zaczął się lepiej
Na klatce zakwitły przywiezione na zimowisko 2 żółte bidensy, w domu pąk wypuścił amarylis, choć zapomniałam go jesienią przesuszyć i ma komplet liści.
Za oknem biało i słonecznie
Kawkuję, gotuję, a potem idę do pracy.
I właśnie przyszło mi do głowy, żeby domek, który być może dziś przywiozą, kiedy ja będę w robocie, postawić koło firmy
Szef jest kociarzem, wiec się ucieszy
a ja nie będę musiała dojeżdżać na karmienie
Made in Heaven