Witaj
Edytko
mam nadzieję, że od teraz sił mi na nadawanie nie zabraknie
Dorciu..
Ja początkowo potraktowałam to jako żart..ale po chwili hhmmmm..a może jednak
Uznałam, że dodatkowo Cię rozbawię po powrocie do domu
Padało u Ciebie- u nas burza przeszła i lało całkiem nieźle. Jeziorko przy domu kultury w każdym razie jest
A Ty wiesz, że ja nigdy pamiętnika nie pisałam- jakoś mnie nie ciągnęło pisanie do szuflady
Moniśka, to najbardziej cienisty zakątek, jaki wypatrzyłam..a i paprotka przemówiła do mnie jako jedyna- Ursula's Red, strrrrasznie ją lubię.
Pień widoczny, to wiśnia Kanzan..a ten stempel leżący- miał być wyrzucony, ale że Cyguś tam wiosną strasznie szalał, to stempel został do ochrony Urszulki, bo zachodziła obawa, że nie uda sie jej urosnąć..i chyba już tam zostanie.
Dzwonki rosną u mnie w doniczkach od ubiegłej jesieni, ustawiam je sobie w ramach przymiarki i nie mogę zdecydować, gdzie posadzić. Cały czas doniczka stała od strony południowej, cień rzucał pigwowiec, więc można powiedzieć, że dzwonek rośnie w lekkim półcieniu..albo świetlistym półcieniu
Ostatnia moja wersja, to posadzenie ich na wrzosowisku- strona południowa, ale w cieniu brzóz.
Tawułki, mówisz..ależ proszzzzz
Różowa NN, amarantowa to Vision in Red, a biała, to wg naszych z Dorcią dedukcji, Cappucino
Rosną wszystkie na rabacie azalkowej, z dostępem bezpośredniego słońca w godzinach porannych i popołudniowych.
Jeżówki lubię bardzo i na razie jestem zadowolona z ich przyrastania. Podoba mi się baaardzo dużo odmian, ale nie mogę u siebie zbytnio poszaleć- nie chcę wprowadzać oczopląsu kolorystycznego. Trzymam sie więc różu i bieli- i tak uzupełnione jest to wszystko sporą plamą fioletowych bodziszków ROzanne i różnymi trawami. Wystarczy chyba tej różnorodności, jak na tak małą powierzchnię.
Nie potrafię budować rabat z pojedyńczych egzemplarzy- szybko mnie męczy taki widok chaosu.
Przez te kilka lat ogrodowania zauważam, że pojedyncze okazy mogą być pod warunkiem, że uzupełniam je po sąsiedzku jakąś plamą- kolekcjoner ze mnie żaden
Zresztą ja ciągle coś sadzę, obserwuję, przesadzam, grupuję
Siberko, jak mi miło, że zajrzałaś
Tym fajniej się rozmawia...bo być może nie pamiętasz, ale poznałyśmy się na Zlocie..w przelocie
Dzięki za rady nt zapoznania.
Ja się starałam na razie przygotować do zapoznania psiaków, czytając trochę o tym na necie..a nawet nie tyle o samym zapoznaniu, co o pierwszych dniach w domu z zazdrosnym jedynakiem i nowym niebożątkiem..
Nowego psiaka przywiezie nam hodowczyni i od razu zapowiedziała, że poznać psiaki musimy na ulicy, na pobliskiej łączce itp. Tak więc tu będzie mi raźniej z Jej wsparciem.
Są zdania podzielone odnośnie wejścia do domu- tzn wchodzą razem..albo osobno, z czego Cyguś drugi.
Słyszałam o takiej właśnie wersji- że nowy psiak siedzi w domu i dopiero wchodzi Cygusiek i nie ma efektu, że Cyguś siedzi na fotelu i widzi wchodząca konkurencję..tylko wchodzi do domu- i widzi nowego już domownika.
Z jednej strony nie chcę tego mojego Łabądka demonizować, to nie jest agresywna rasa..ale z drugiej- żebyś słyszała, jak potrafi warczeć na mojego Męża
.
Przewodnikiem stada jestem chyba ja, bo mi wolno wszystko, łacznie z zabieraniem kości z pyszczka..
Tak od samego początku wyglądało moje Cygusia wychowanie..
Nie jest to może Rhodesian okiełznany
ale warczeć umie i zęby ma.. więc nawet takiego malca uczyłam, że jedzenie i każdy smakołyk czy zabawkę musi mi z pyska oddać.
Przerabiałam już pojawianie się nowego psa w domu.
Najpierw, jakieś 20 lat temu, mieliśmy pieski na ogródku i kupiłam sobie do domu szczeniaczka Shih-Tzu. Kundelki na ogródku ignorowały go totalnie, ale nigdy nie były agresywne.
Przez ostatnie lata miałam psiaka- Zaka i przyjechała Siostra ze swoim dorosłym spanielem- Kubą. Zakuś był raczej potulnym pieskiem, więc obyło się bez problemów, mimo, że poznały się dwa samce w kwiecie wieku. Jadały obok siebie, odpychały się wzajemnie od miski z jedzeniem i nigdy nie warczały na siebie broniąc jedzenia.
Zakuś odszedł, a do 13stoletniego Kuby dołączył Cyguś..który został przyjęty bardzo serdecznie.
Cygusiek do Kuby wpadał okazjonalnie..i potrafił zadbac o swoje interesy.
Przykładowo- siedział na kanapie i kłapał zębami, jak Kuba nieporadnie próbował się tam wdrapać.
Jak pies jakiś jest władczy, to Cyguś potulnie się kuli, ale jak widzi szansę na zarządzenie czegoś, to zawsze korzysta
Piesek, który ma sie pojawić, jest podobno raczej spokojny. Z jednej strony się cieszę, bo przykro mi by było, gdyby Cyguś został zahukany przez nowego domownika..ale z drugiej- niech nie będzie zbyt spokojny, bo nasz Diablądek go stłamsi
Cygusiątko mnie się słucha bardzo..coraz bardziej, ale Męża potrafi musztrować.. Wystarczy, że ja burknę na Cygusia ostrzegawczo- od razu się uspokaja.
Mimo wielu moich obaw jestem dobrej myśli- ta rasa to raczej spokojne psy i z czasem na pewno się skumplują.
Nie mogę się doczekac, żeby już psiak był..żeby już wiedzieć, jak to między nimi będzie..
Cyguś nie przepada za dziećmi- raczej obszczekuje, a na zbyt namolne próby bratania się, kłapie zębami w powietrzu ostrzegawczo
Martuśka.. oj fajnie, że i Ty jesteś!!
Kasa brakująca na zakupy to jedno..ale jeszcze metraż hamuje zapędy
Asiu..witam i Ciebie...i dziekuję za szczerość
Cyguś śle pozdrowienia
Iwonko- za dużo bym nie chciała, ale trochę to byś mogła sie podzielić
Zresztą.. na za dużo cienia rada jest szybsza, niż na za mało
********
Wy w ogóle nic nie wiecie, co u mnie słychać!!
Uschło mi drzewo, rosnące 3ci rok.
Podejrzenie pada na gruz, niedokładnie wykopany w chwili sadzenia
Zaopatrzona już jestem w młot pneumatyczny..a P nie może się doczekać sadzenia i dziś- po raz kolejny- pytał się, kiedy wykopujemy drzewo
Dogadana jestem z p Tomkiem- jak tylko wróci z delegacji, jadę zorientowac się, czy jest dostępne odpowiednie drzewo. Nie chcę zrobić wielkiej dziury na rabacie- wiadomo, że Cyguś regularnie by tam wpadał
więc musimy zrobić zamianę. Wywalić uschnięte drzewo, wyrąbać krater na rabacie i posadzić nowe.
Jak nigdy dotąd..P aż się wyrywa do tej pracy. WIdząc jego zapał rozważam, czy od tej pory pod każdą bylinę nie będę prosiła o kopanie dołów młotem- pomoc mam gwarantowaną
A poza tym co..?
Wiecie już, że trawnik mam bosssski..i wcale nie żartuję! Serio- zachwycam się nim ostatnio. Cieszy mnie na prawie całej powierzchni.
Monardę fioletową też już znacie..
lilie..juz przekwitły
za to otwierają się pachnące orienpety. To niestety NN, tegoroczna pomyłka z Lilypolu- miały tu rosnąc Altari
ukochane moje hakonki Naomi..już łapią przebarwienia
Rosną na słonecznym stanowisku, więc pewno upał przyspiesza przebarwianie- ale to fajnie, bo lubię je w tej pasiastej wersji
bodziszki ROzanne szaleją i cieszą mnie ogromnie! Kwitną już chyba miesiąc a wiem, że jeszcze nacieszę sie nimi do końca sezonu. Bardzo lubię takie rośliny, które długo zdobią.
Oczywiście krótkie akcenty tez są potrzebne, jednak to te najdłużej kwitnące "robią mi cała robotę"
śliczny Dragon's Blood. Marnie coś przyrasta..ale przyłapałam Cygusia na obrywaniu gałązek, więc to tu może tkwić tajemnica
zadziwia mnie macierzanka. Zawsze mi się wydawało, że wolno przyrastają te roslinki, ale tempo, w jakim ona przybiera na wielkości
wrzesień ubiegłego roku..to ten maluszek między kamieniami, na tle jałowca..
i kilka dni temu..
wrzosowisko chwilowo nieciekawe. Co prawda kwitnie monarda i lilie, a i dzwonki Kent Bell planuje gdzieś tu posadzić- muszę jednak solidnie popracować nad całokształtem, bo czegoś ewidentnie mi brakuje- tylko czego
Teoretycznie wiem, ale w praktyce nie mogę się zdecydować
Dziś rozwaliłam sobie kostkę. tzn próbowałam ratować drewnianą podłogę przed uszkodzeniem przez spadającą mosiężną misę..i misę "przyjęłam" na kostkę
Widziałam, jak na moich oczach robi sie wylew podskórny, ale szybki okład z paczki frytek zdziałał cuda
Śladu prawie nie ma..za to ja ledwo chodzę. Jak ja dałam rade łazić po ZP bez bólu, to nie wiem..bo teraz ledwo kuśtykam
Boli jak diabli..i to już posmarowane grubo Ketonalem- tak to jest, jak się rozumu nie ma
I to byłoby na tyle nowinek u mnie- tak więc sami widzicie, niewiele straciliście przez czas, gdy milczałam
Czułam się paskudnie- duszności jakieś, zmęczenie totalne i niemoc! W sobotę pojechałam na honorowe krwiodawstwo i po tym zrobiłam rachunek sumienia. Miałam zaskakująco niskie ciśnienie w czasie badania kwalifikacyjnego- przeanalizowałam swoją dietę ostatnio i wyszło na to,że ja prawie nie piję i niewiele jem! W sobotę wieczorem myślałam, że się uduszę, do tego słabo mi było bardzo! Puls wysoki, serce dudniło.. Przed snem 2 szklaneczki wody z cytryną..i w niedzielę obudziłam sie godzinę przed budzikiem (!) jak nowo narodzona.
Od teraz staram się zwracać na to uwagę i- mimo obrzydzenia do "surowej" wody- popijam sobie trochę w ciągu dnia.
Liczę na to, że samopoczucie się nieco poprawi, a i powracające ostatnio uporczywe bóle głowy powinny ustąpić, tak jak i chroniczne zmęczenie.
Powoli będę chyba znikać.. Jeszcze na dobranoc mega foch Cyguśka..
Zdjęcie, zrobione w chwili, gdy Cyguś dostał hasło, że zostaje w domu. Mina pt "zejdź mi z tym aparatem z oczu kobieto"