Doszłam do wniosku, że chyba najwyższy czas wyściubić nos z papierów. Witam serdecznie każdego, kto tu zajrzy i jeszcze znajdzie cierpliwość, aby czytać o moich rozważaniach
Monika link już działa, za chwilkę pewnie na dobre wsiąknę w historię Twojego skrawka ziemi.
Piszesz: "U mnie niewiele ciekawego się dzieje, zwłaszcza ostatnio
" No to melduję , że fizycznie u mnie podobnie, ale co się tam roi w tej głowie...
Nelu - pelu "Nelu, (no jakbym do siebie mówiła...)" hahahaha - też się tak trochę czuję! Te małe trawki to faktycznie carexy - kupowane u mnie na targu, podpisane jako ptasie łapki czy jakieś inne ptasie gniazdka. Nie wiem jeszcze jak będzie z ich wyglądem wiosną, bo posadzone tamtego lata. Niby wyglądają ok, nawet spod śniegu... ale te wysokie trawy ściąć i rosną na nowo. Kostrzewy trzeba było "czesać" ale efekty były koszmarne. Jak się zachowają turzyce - zobaczę wiosną
Ostatnio mam jakieś problemy ze snem, budzę się kilka razy w nocy, a potem myślę, a żeby uciec od niechcianych mysli - skupiam się na czymś fajnym, tym co naprawdę lubię. No i czasami te myśli robią mi istny sztorm w mojej głowie, bo tego co się dzieje chyba burzą mózgu nazwać już nie można. Ale do rzeczy...
... tak sobie przypominałam jak w lecie wygląda ten mój ogród, czego mam najwięcej, jakie kolory dominują... jakie mam upodobania... w czym się dobrze czuje... No i wyszło mi, że przecież oprócz tych zwyczajnie zielonych roślin, mam sporo tych w odcieniu "gold" bądź cytrynowym. Katalpa, tawuły, cyprysiki groszkowe i całkiem sporo innych iglaków. I na to wszystko "różowe róże"! Oczywiście to bardzo duże uproszczenie. No i kolejna myśl z pasma tych rodem z nocnej goni: skoro i tak chcę przerabiać diametralnie to miejsce z różowymi angielkami (a oprócz koloru - lubię róż, ale niekoniecznie w zestawie z żółym - złoszczą mnie też kapryśnością - o czym przecież każdy mądry człowiek wie, tylko ja zachowuję się jakbym ten fakt bardzo wyprzeć
)
Zapadła decyzja (choć pewnie co niektórzy postukają się w tym momencie w czoło) - różowe angielki idą w dobre ręce
do ogrodu, w którym będą tworzyć wraz z innymi, podobnymi im koleżankami, bardziej harmonijną całość. A u mnie plan rabat w zasadzie już jest, choć chciałabym je też dosadzić w kilku innych miejscach. Wszystko po to żebym potem nie musiała gonić jak kot z pęcherzem i kombinować "no gdzie ja to teraz posadzę"! Ostatecznie róże mają dostać towarzystwo z przywrotników, szałwii, kocimiętki, krwawników, bodziszków...i fioletowych klematisów. Szkielet ogrodu już mam, czas na to aby oprócz zielonego pojawiło się też więcej kwiecia.
Tym razem wybierając róże kierowałam się przede wszystkim ich zdrowotnością i odpornością (zwłaszcza w pobliżu lasu wszelkie "grzybiozy" mnożą się jak opętane), wytrzymałością na mrozy i dopiero na samym końcu - kolorem: białe, kremowe, blado żółte w odcieniu cytrynowym lub żółte bielejące podczas przekwitania... Wybór wcale taki łatwy nie jest.
Na razie zamówiłam:
PNĄCE:
Dukat 1 szt.
Moonlight® 1 szt.
Golden Gate® 1 szt.1
Hella® 1 szt.
WYŻSZE:
Goldspatz® 1 szt. (150 cm)
Winchester Cathedral - 1 szt. (1,0 - 1,5 m)
Rokoko (TANokor) - 1 szt. (1,0 - 1,5 m)
Autumn Delight 1 szt. (1,2 – 1,5 )
Lichtkönigin Lucia® 2 szt. (1,2 – 1,5
ŚREDNIE:
Petticoat® 3 szt. (80 cm)
Sunstar ® 3 szt. (80 cm)
Diamant ® 3 szt. (80 cm.)
Keros - 3 szt. (70 cm - 1,0 m)
Sirius - 3 szt. (70 cm - 1,0 m)
Omi Oswald® 3 szt. (0,8 – 1,0 m)
NISKIE:
Bienenweide Gelb 3 szt. (40 cm)
Sonnenröschen® 1 szt. (30 cm)
Sunny Rose 3 szt. (40 cm)
Princess of Wales (Hardinkum) - 3 szt (0,4 - 0,6 m)
I na razie chyba byłoby na tyle
Jak myślicie, będzie bardziej ok?
Na dobry wieczór zostawiam kilka widoczków w odcieniu cytryny
I mój poranny, weekendowy zestaw szczęścia