Elu, miło mi czytać takie zdanie o ścieżce. Cieszę się, że udało mi się jakoś w miarę ją zagospodarować. I to w tak krótkim czasie.
Mój poprzedni kot na początku też wychodził tylko na okoliczne pola. A potem nagle doszedł do ruchliwej drogi oddalonej jakieś 300 m od domu.
A już zaczynał nas coraz bardziej akceptować.
Ostatniej nocy połozył się u nas w nogach. Pomyślałam, że jest nieźle, będzie coraz lepiej, ale już się nie pojawił. M. znalazł go na poboczu.
Ja się też zarzekłam, że nic więcej, a mimo to kupiłam kalinę watanabe.
Mam posadzoną Kilimandżaro, ale marnieje w oczach. W sumie nieźle przetrwała zimę, a potem nagle zaczęły zasychać jej listki
Zastanawiam się, czy za sucho, czy ją coś podgryza. Chciałam ją już wykopać, nawet szpadel wzięłam, ale zobaczy wychodzące listki i żal mi się zrobiło
Może podleję biohumusem i wodę będę lała, to sobie poradzi?
I tak zostałam z kaliną w doniczce
Żanetko, jak dobrze pójdzie za rok będzie taka możliwość, bo przecież mamy się spotkać w pobliżu.
Jeżeli ktoś kocha byliny, to na pewno nie wyjedzie z pustymi rękami.A jak widzę co roku znajdujesz miejsce dla nowych roslinek, znajdziesz i dla tamtych
Kotek faktycznie jest słodki. Nawet za bardzo nie psoci, żal mi tego, że na lince musi być, bo przez to nie może chodzić gdzie chce, ale na razie niech tak zostanie
Isia, myślałam, że dzisiaj u nas popadało. Na Białej lało, a tu sąsiadka mówi, że ledwo pokropiło.
Byłam, widziałam jest ślicznie. Twój ogród nabrał charakteru
Maju, z sąsiadami raczej żyjemy lepiej niż Kargul z Pawlakiem, raczej wojny o kota nie będzie
Liczę na to, że w przyszłym roku już nie będzie musiał być na uwięzi. Chociaż obawiam się, że jednak już w tym roku trzeba będzie go uwolnić, bo właśnie byliśmy u weta. Chyba naciągnął sobie szelkami nogę.
Na razie ma zakaz wychodzenia w szelkach. Najgorsze, że on już się przyzwyczaił do załatwiania na zewnątrz, kuweta mu śmierdzi
Chcę go przyzwyczaić do tego, że na dwór wychodzi tylko wtedy kiedy my tam jesteśmy. Tylko mój m. ma miękkie serce nie może słuchać jego miałku.
Z psem jest jednak zdecydowanie lepiej. Łatwiej go przypilnować i nauczyć, co wolno, a co nie
Ile ja już wysypałam tej trutki na mrówki
Mam wrażenie, że ona tylko powoduje, że one przenoszą się w inne miejsce, a to mnie nie interesuje, wolałabym całkiem je zlikwidować. Może zainwestuję w mrówkojada?
W sumie płockie zoo powinno może taką usługę oferować. Ja bym chętnie skorzystała
Bardzo dziękuję
Lukrecjo, ja już nawet tych mrówek nie żałuję. Chcę się ich pozbyć. Tylko naprawde walczę już z nimi od przynajmniej 2 lat i efektów nie widać. U mnie to ewidentnie efekt rodzaju ziemi jaką mam. Piach przecież one uwielbiają. A że ja nie mam automatycznego podlewania, raczej więcej liczę na deszcz niż na podlewanie, ze względu na oszczędzanie wody, to one mają jak w raju.
Do ZP mam około 130 km. To nie jest blisko, ale przy okazji odwiedziłyśmy 2 zaprzyjaźnione ogrody Moniki Sz i Tamaryszka.
JUż bardzo się stęskniłam za takimi spotkaniami.
Było super
To Ty jesteś specjalistka od tajemniczych ścieżek. Twoje żwirowe wijące się ścieżki zapadły mi bardzo w serducho
Bardzo chciałabym je kiedyś zobaczyć na żywo
Danusiu, szałwi nie planowałam, ale jakoś tak same wpadły do koszyka, ale w sumie kupiłam je z głową, bo znalazły od razu miejsce.
Taki wyjazd to lekarstwo na to wszystko co się wokół dzieje
Mrówek nie masz, bo masz gliniastą ziemię. Ja za to prawie nie widuję slimaków.
Ale chyba już bym je wolała.
Wiem, że zawsze mogę liczyć na Ciebie, zawsze mnie podtrzymywałaś na duchu, jeśli wątpiłam z wygląd swojego ogrodu