Aga o, ja też jestem ciekawa
Często przy tylu pracach człowiek zapomina, co gdzie sadził i mamy niejednokrotnie niespodzianki. Pracy jest od metra, ale przyznam się, że po dniu harówy w polu mam więcej satysfakcji niż często po dniu pracy zawodowej...
Albamar miał przysłać potwierdzenie wysyłki i na razie cisza...
Marysiu psiarni niestety brak, więc z braku laku hodujemy w oborze. Tak naprawę to Wańka wlazła tam, bo po raz pierwszy chyba zobaczyła otwarte drzwi do tej część. A tam zapachów!
Fotograficznie to się tam wyżywam, ale artystyczny aspekt tych zdjęć w zaniku, raczej staram się zarejestrować zmiany, poza tym robię fotki w przerwach między pracami, łapy brudne, grzbiet boli... nie ma warunków
Beti no tak, jak to W. ujął wielce romantycznie: jestem robotna jak ruski traktor!
Brakuje mi takiego komfortu systematycznego dłubania po trochu. Przyjeżdżamy na kilka dni i rzucamy się na robotę jak szczerbaty na suchary, a potem ...trzeba wracać i nie ma kiedy nacieszyć się efektami.
Ino wężyk to po prostu taki pilot do aparatu tylko na kablu
Cieszę się, że nie nudzisz się przy tej mojej pisaninie. Relacje z pobytów prowadzę już od kilku lat, najpierw na FO, teraz na moim macierzystym forum i zastanawiałam się czy opisywanie praktycznie tych samych czynności rok po roku, z niewielkimi modyfikacjami ma w ogóle sens. No, ale powstaje coś na kształt kroniki naszych poczynań, więc walor pamiętnikarski tez jest nie do przecenienia.
Verko no miałam stracha przy tej robocie, bo W. wdrapał się na sosnę z piła spalinową, a ja zaczynałam się zastanawiać gdzie tu jest najbliższy oddział ortopedyczny...Ale obyło się bez kontuzji. Czekamy teraz na siły natury.
Wiesiu to prace z grudnia-stycznia
Teraz tylko W. trawska wyciął, bo przy tej ilości to jest robota na dwa dni. Tak, musimy wydłubać te kółka i zobaczyć w ogóle co to jest.
Danusiu dobrze, ze sobie zarezerwowałam Autorską na moje własne nasadzenia (stąd nazwa), bo W. gotów jest wszystko obsadzić trawami! Ale jesienią i zima one robią ogród. Ciesze się, ze widać już kształt a dzikich terenów pozostaję coraz mniej. W zasadzie niektóre z nich też mają swój urok. Najbardziej lubię moje miejsce z krzesełkiem pod brzozami z widokiem na pole za stodołą. Tu sobie można siedzieć słuchać szumu liści i gapić się przed siebie godzinami.
No, nierogacizna nam się trafiła
Mleka nie daje, jaj nie znosi- pożytku żadnego
Maggie można sobie poczytać, jak inni się męczą
No, ale masz rację, ja też najbardziej lubię opowieści z cyklu "z motyką na słońce". Fajnie wiedzieć, że są tacy, którym się chce walczyć z żywiołem i uparcie realizują swoje marzenia i plany.
Miłko oj tak. Obydwa na wsi czują się jak w raju. Zwłaszcza jak jakaś durnowata kura przefrunie przez płot
Ale zawsze jest coś do wygrzebania z ziemi, do powąchania po długiej nieobecności, do wytarzania się niestety na śmierdząco... Psy doceniają swoją wiejską rezydencję
W mieście póki co chłodek, trochę nawet śniegiem pobieliło wczoraj. Może to i lepiej, wiosna rozwija się powoli, a nie po głupiemu, że krokusy razem z bzem kwitną.
Tu widok na tereny przerabiane jesienią ubiegłego roku, niewiele jeszcze widać, bo warstwa zrębek dość gruba. Wychodzą kamasje i pojedyncze tulipany, liliowce też już wystawiają nosy.
Cuś tam kwitnie
No to tyle mojej warszawskiej wiosny.