Betinko zajeżdżaj z taczkami kiedy masz ochotę
A gdybyś czasu nie znalazła to przypomnij się przed jakimś zjazdem ... bo u mnie już skleroza i potem wychodzą obiecanki cacanki
Marto, Wiesiu, Miłko zające w naszej okolicy były odkąd się wprowadziliśmy. Szybko też zaczęły przychodzić na działkę. Najpierw je przeganialiśmy w obawie o to że zniszczą drzewa albo krzewy
ale nigdy nic takiego nie nastąpiło. Parę lat temu zadomowiły się na tyle, że trzeba było uważać by młodych zajęcy nie podeptać. Najpierw nie wiedzieliśmy co się dzieje spotykając
w różnych miejscach rabat młode uszaki, które siedziały nieruchomo aż się je dotknęło. Uważały chyba że nikt ich nie widzi więc nie uciekały.
Raz nawet wziąłem jednego za uszy by go wynieść z działki ale zaczął tak wierzgać i "szczekać" że zaskoczony (przestraszony) odrzuciłem go na kilka metrów, no może tylko ze 2
Sytuacja się wyjaśniła gdy pewnego razu zobaczyliśmy jak zajęczyca wczesnym rankiem przyprowadziła potomstwo na działkę po czym sama pognała gdzieś w pola.
Okazało się, że urządziła sobie w ogrodzie żłobek i przedszkole w jednym. Tym sposobem młody zając stał się prawie zwierzakiem domowym i dostał nawet imię -
Pufi (imię wybrali znajomi
)
Był słodki jak każdy młody zwierzak i naprawdę specjalnie się nas nie obawiał. Potrafił w czasie deszczu przez kilka godzin siedzieć pod wielkimi liśćmi hosty przy samym wejściu do domu
i można było koło niego chodzić do woli. Zabawne było jak co kilka minut łapkami przecierał mokre oczy.
Gdy podrósł oczywiście instynkt wziął górę i zrobił się bardziej płochliwy. Obserwacje stały się trudniejsze bo już nie przesiadywał nieruchomo. Wszedł jednak w kolejny etap edukacji, który był jeszcze bardziej widowiskowy.
Zaczął na trawniku ćwiczyć sprinty i uniki, biegał więc na pełnej prędkości przez 10-20 metrów po czym robił gwałtowne zwroty w jedna bądź drugą stronę i z powrotem. Takie sesje trwał po kilkanaście minut dziennie
i nie można się było na niego napatrzeć
W kolejnych latach sytuacja się powtarzała, w jednym roku były u nas nawet dwa mioty. Był też taki rok, że na wychowanie zajęczyca przyprowadziła bliźniaki. Te to dopiero dokazywały ćwicząc uniki.
Zżyliśmy się z nimi bardzo ale niestety jakieś trzy lata temu zające zniknęły. To znaczy wiosną zajęczyca jak co roku przyprowadziła młodego do ogrodu. Niestety zanim podrósł i zaczął dokazywać przestaliśmy go widywać.
Pomyślałem, że pewnie gdzieś się przeniosły, cóż w końcu to dzikie zwierzaki. No ale niestety rzeczywistość była zgoła odmienna. Któregoś dnia plewiąc na jednej ze skarp natknąłem się na świeżo zasypaną dziurę,
a w niej była zakopana głowa młodego zająca. Nie wiem co upolowało naszego zająca ale to był czas gdy sąsiedzi budowali nowe ogrodzenie a ich psy biegały po całej okolicy. Przyłaziły też na działkę
i nie można ich było przegonić bo chciały się bawić. Jeden z nich to taki mieszaniec w typie wyżła z silnym instynktem myśliwskim więc jest głównym podejrzanym (to ten który teraz poluje na ptaki).
No i tak nastąpiła przerwa w działaniu naszego zajęczego przedszkola, aż do tego roku...
Ponieważ jednak zające bardzo wrosły w ogród to w przedogródku pojawiła się nawet figurka upamiętniająca Pufiego, który był pierwszym wychowankiem. Stoi całkiem blisko miejsca w którym Pufi
przesiadywał godzinami pod liśćmi hosty. W domu też mamy ceramicznego, szarego zająca prezent od znajomych ... Pufi to była prawdziwa gwiazda naszego ogrodu
No i kilka zdjęć archiwalnych z Pufim
... człowieka za bardzo to on się nie bał, ale dużego, czarnego aparatu fotograficznego to i owszem, więc zdjęcia głównie zrobione komórką